NighTrain Station Guns N' Roses

Nie czujesz się zagrożony bo DJ daleko Ja tam nie mam uwag do takich sezonowych fanów, z biegiem lat też zmienia się gust muzyczny i poszukujemy innych wrażeń muzycznych i nie tylko 

Zgadzam sie.

http://gunsnroses.com.pl/forum/guns-n39-roses/co-to-znaczy-byc-fanem/new/#new - zapraszam
 

NIKITA napisała: Miałbyś kupę kasy też byś tam był ))


Nie wiem W sumie sam pomysł wydawał mi się abstrakcyjny. Jakiejś szczególnej więzi z DJ-em nie czuję i szczerze mówiąc ta pokoncertowa Ashbomania mnie troche przeraża Ok, gość umie zrobić koło siebie szum, jest szołmenem na koncercie, niezłym gitarzystą, ale to ludzie, którzy interesują się Gunsami dłużej niż od 11 lipca doskonale wiedzieli, czyż nie? Dlatego nie rozumiem czemu akurat po koncercie Ashbomania wybuchła na całego, co zresztą widać również na forum Nie śmieszy mnie to, nie dziwi, po prostu nie rozumiem I nie widziałbym sensu tłuc się na drugi koniec świata, żeby się z nim spotkać. No chyba, że akurat byłbym w okolicy. Jak rozumiem Wasza znajoma fanka Europe była w akurat w Stanach, więc skorzystała z okazji. A Wy zazdrośnice jesteście Live and let live

Jeśli chodzi o koszty VIP, to... znam osoby, które chciały kupić bilet VIP na koncert Gunsów, tyle, że bilety te rzekomo zostały wykupione, powtarzam rzekomo, bo nigdzie nie widziałem informacji, żeby ktokolwiek w Polsce miał wstęp za kulisy dzięki kupionemu biletowi VIP. Stawiam na kiepską organizację tego typu rzeczy + małą determinację fanów może? Oczywiście, że cena też była zaporowa, ale nie tylko dla nas przecież. Jakby nie było w takiej Ameryce Południowej ludzie są mniej cywilizowani i dzięki temu mogą spotkać Gunsów np. w hotelu. ( Przez mniej cywilizowani rozumiem tu większą spontaniczność, żywiołowość, parcie na spotkanie z idolami , żeby nie było nieporozumień. ) Ilu z nas jest w stanie czatować na idola kilkanaście godzin? W USA na szczęście nie muszą... i tam spotkania typu m&g są na porządku dziennym. Zresztą może i sam zespół Polskę potraktował ot tak sobie, jak jeszcze jeden kraik, skoro nie było fotek z Polski... Nie czarujmy się - z perspektywy Ameryki nie znaczymy tyle co Francja, UK, Niemcy, czy Włochy. Nawet Czechy mają większą renomę, co zresztą widać po solowych trasach ex Gunsów chociażby... Niestety na DJ-a rozdającego autografy np. na Stadionie Śląskim trochę poczekamy...

Wydaje mi się, że chyba się rozumiemy w tej kwestii, Zqyx. Właśnie o to mi chodzi - nagły wysyp fanów, z tym, że wiem, że tak samo jest w innych krajach, bo widzę to u siebie na fanpage'u. Rozumiem, że do kogoś mogło nagle dotrzeć, że Ashba to nie Slash (i chwała Panu ), nie mam nic przeciwko, skoro ktoś musiał zobaczyć na własne oczy, tudzież usłyszeć na własne uszy - spoko. Tylko ta nadgorliwa fascynacja i wyznawana dozgonna miłość jest dla mnie nie do pojęcia i nie mówię tutaj o kimkolwiek konkretnym, mówię ogólnie o takim typie tzw. fanów.

"Dlatego nie rozumiem czemu akurat po koncercie Ashbomania wybuchła na całego, co zresztą widać również na forum"
Oczy, uśmiech, tatuaże To najczęściej jest przyczyną nagłego przypływu miłości do Ashby (czy jakiegokolwiek muzyka, aktora,whatever - wygląd)

Laski, która była w Detroit nie znam, ale nie zamierzam jej hejtować tylko dlatego, że udało jej się tam dotrzeć lub że zaczęła się "fascynować" DJ'em od czasu koncertu. Jak już napisałam - fajnie, że ktoś z Polski tam był, bo niewielu ludzi w ogóle z Europy się tam pofatygowało. A jeżeli była akurat tam przy okazji - nikt nie powiedział, że Daren musi o tym wiedzieć, prawda? ;p Może uznać, że polscy fani przylecą dla niego przez pół świata. Tak, zazdroszczę jej, podobnie jak wszystkim tym, którzy byli w Detroit i których zdjęcia postowałam zarówno tu jak i w galerii DJa, ale nie wypowiedziałam się tutaj o tej konkretnej osobie w żaden złośliwy sposób i nie zrobię tego, bo jej nie znam i nie znam okoliczności sytuacji, więc mam nadzieję, że "live and let live" to nie do mnie To nie jest chora zazdrość w tym momencie, to bardziej takie "I wish I could be there".
Ja, w moim przypadku, osobno traktuję bycie fanką Ashby i bycie fanką Gn'R. Fanką Ashby jestem od paru lat, odkąd go usłyszałam zanim jeszcze dołączył do Gunsów. Ale nie uważam się z tego powodu za "lepszą" czy "gorszą" fankę, bo - również- jak już wspomniałam - wszyscy kiedyś zaczynaliśmy.  Gn'R baaaaardzo lubię, od pierwszej, do ostatniej płyty, ale jest to dla mnie jeden z genialnych zespołów, które lubię.
Owszem, gdybym miała kasę (i wizę ;p ) to bym poleciała, podobnie jak do Vegas 1 września, ale to jestem ja i moja miłość do jego talentu (podkreślam - TALENTU, a nie jego osoby ;p)

Cieszmy się tym, że DJ dba o kontakt z fanami, że ma chęć organizowania czegoś takiego, że zajmuje się czymś innym, ma własne projekty i myślę, że to bardziej powinno być tematem dyskusji, a nie hejt na laskę i dyskusja, czy nadal jest fanką Europe czy nie. Canis słusznie zauważyła, że impreza była z okazji "motors and music experience" a nie wolnego weekendu DJ'a.

peace, love &rock n' roll

No to i ja się wypowiem (Canis, nie czuję potrzeby przenoszenia tego tematu, chciałem po prostu wypowiedzieć się w powstałej dyskusji, a nie rozpoczynać nową, nie będę nic cytował, tylko wyrażę swoje zdanie ).

Co do definicji fana - według mnie, każdy tylko i wyłącznie sam przed sobą odpowiada za własne uczucia w stosunku do danych zespołów i ludzi. Nienawidzę z całego serca demonizowania tego pojęcia ("Jesteś fanem, a nie byłeś na żadnym koncercie!?", "Jak to nie wiesz, ile rodzeństwa ma Axl!?", "Co to znaczy, ze nie wiesz, jak nazywa się klawiszowiec!?"). Czemu tak prozaiczna rzecz musi przez niektórych dochodzić do poziomu sacrum?

W tym kontekście wielu niespełna rozumu ludzi odebrałoby mi prawo do bycia fanem kilku ekip. Nie mam bladego pojęcia, jak się nazywa klawiszowiec Queensryche, nie byłem na ich koncercie, nie wiem, ile dzieci ma Geoff Tate. I co mnie to obchodzi, skoro mam ich płyty, ubóstwiam niesamowity wokal Tate'a, a grę Chrisa DeGarmo cenię bardziej niż Slasha? I nie mam prawa być fanem Queensów?


Wielu zespołów jestem fanem, o rzadko którym wokaliście/muzyku wiem cokolwiek, poza tym ile ma oktaw/jakich gitar używa.

Co do chwilowej miłości - kto z nas tego nie przechodził. Kto nie "jarał się" (ugh, jak ja nienawidzę tego wyrażenia ) czymś w swoim życiu. Wielu z nas (ja też) cierpi na takie chwilowe zauroczenia pewnymi muzykami lub np. samochodami (oj, w ilu ja modelach już się zakochiwałem). Nie popieram za to stanowczo pozerskiego manifestowania swojej miłości przez jakieś głupie fankluby na fekjsiku czy inne pierdoły. Mnie to naprawdę obchodzi tyle co zeszłoroczny śnieg - jesteś fanem Gunsów,  kup wszystkie płyty, zamiast ściągać z neta, ale za to robić sobie jakiś fanklubik.

Kolejna grupa, której nie lubię - łowczynie lansu. Rozumiem, że fan (nawet ten chwilowy) może sobie chcieć zrobić zdjęcie z Ashbą. proszę bardzo. Niestety pewne dziewczynki nie są nawet chwilowymi fanami, nie znają muzyki zespołu, nie zapoznały się z nią nawet choćby niedawno, na skutek tego zauroczenia. Nie, one sobie zrobią zdjecie tylko i wyłacznie po to, by wstawic na fejsika i się polansować. "Ja z perkusistą Judas Priest, lol, xd :* :* :*" - i tu pierdyknąć zdjecie z Ashba. Na szczęście nie mam fejsbuczka i nie straciłem tak do końca wiary w ludzi, ale pewnie gdybym go założył, to strzelałbym facepalmami na prawo i lewo.

P.S. Która to ta, co ją znacie? Bo ta blondi robi wrażenie (nie chcę oceniać bez znajomości, takie po prostu mam wrażenie ), jak przedstawicielka ostatniej frakcji...

P.S. Która to ta, co ją znacie? Bo ta blondi robi wrażenie (nie chcę oceniać bez znajomości, takie po prostu mam wrażenie ), jak przedstawicielka ostatniej frakcji...
[/quote]

i za twój pogląd cię bardzo chłopie lubię, szczególnie dlatego, że jest on zbliżony do mojego widzenia fana. a panie znamy obydwie. niestety. i nikogo tutaj nie hejtuję. tak dla wyjaśnienia piszę. że nie hejtuję, żeby znowu nie było.

tak, gdyż na drugie mi zazdrość