może źle robię, że porównuję te kawałki z brzmieniem starego Gn'R, ale jestem fanką tej kapeli od początku '92 roku i nie sposób słuchać Axl'a bez jakiegokolwiek odnoszenia się do przeszłości...
czułam już w kościach, że się rozczaruję i nie pomyliłam się...szkoda
z tych trzech zaserwowanych nam kawałków, a w zasadzie dwóch, bo Rhiad już znaliśmy, jedynie ta druga balladka jest wg mnie do zaakceptowania...
po jednorazowym przesłuchaniu tych piosenek jedyne co pozostało mi w pamięci to okropny wokal...Axl śpiewa jakby obdzierali go ze skóry...to jest koszmar
przesłuchanie takiej płyty grozi powikłaniami laryngologicznymi...gdyby wyłączyć wokal chociażby w Rhiad, muzycznie ten kawałek nie jest zły, gitara całkiem całkiem, coś nowatorskiego...Rose po prostu skrzeczy w niektórych partiach niemiłosiernie...ostatnia piosenka to z kolei porażka na całej linii moim skromnym zdaniem...jakiś popowo-pseudorockowy shit...zaczyna się jak jakaś latynoska pioseneczka gwiazdy pokroju młodego Iglesiasa...
...po pierwszym przesłuchaniu mam zatem ochotę włączyć po raz drugi jedynie drugą piosenkę...
choć ta także bez rewelacji...to tak na świeżo...przesłucham kilka razy, może zmienię swoją negatywną opinię...