Steven Adler pokonał wiele demonów w czasie przygody z Guns N’ Roses i różnymi wersjami Adler’s Appetite.
Teraz, muzyk i laureat Rock and Roll Hall of Fame, w końcu uporał się z przeszłością. Razem z Jacobem Buntonem (wokal/gitara), Lonnym Paulem i Johnnym Martinem (bass), w ramach nowego projektu Adler, wydał bez wątpienia jeden z najlepszych hard rockowych albumów ostatnich lat - „Back From The Dead”
Na wyprodukowanym przez Jeffa Pilsona (T&N, Foreigner, Dokken) i zmiksowanym przez Jaya Rustona, nowym albumie uslyszymy również gościnny występ byłego kolegi Adlera z czasów GNR, Slasha oraz niesamowite solo Johna 5.
Udało nam się porozmawiać z Buntonem i Paulem.
GUITAR WORLD: Jak projekt w ogóle powstał? Lonny, byłeś razem ze Stevenm w Adler’s Appetite.PAUL:
Dołączyłem do Stevena w ostatnie lato tuż przed jego ostatnią klubową trasą. Gdy byliśmy w trasie, Steven opowiadał mi jak bardzo chciałby podjąć następny krok i iść dalej, grać większe koncerty. Powiedziałem mu, że jedynym sposobem jest przedefiniowanie siebie jako artysty i zaczęcie od nowa. Gdy wróciliśmy do domu, pozwolił wszystkim, poza mną, odejść.
Któregoś dnia, byłem na przyjęciu pożegnalnym dla Jani Lane (Warrant) w Key Club. Zaraz po wejściu, wpadłem na mojego znajomego, Jaya Rustona. Mówiłem mu, że szukamy wokalisty, a on na to: „Znam idealnego kolesia, który tu dziś jest!”. Jay jest w biznesie od bardzo długiego czasu i naprawdę szanuję wszystko co zrobił. Jak tylko Jacob wszedł, po prostu to wiedziałem. Zadzwoniłem do Stevena i spotkaliśmy się z Jacobem w hotelu i wszystko między nami zadziałało od razu.BUNTON: Mogliśmy na sobie wzajemnie polegać i pomagać sobie. To była jedna z pierwszych rzeczy, które ustaliliśmy. Pierwszego dnia, gdy spotkaliśmy się w pokoju hotelowym, zadecydowaliśmy nie szczędzić niczyich uczuć. Jeśli nawet któryś z nas napisał coś, co wydawało nam się najlepszą na świecie piosenką, byliśmy zawsze otwarci na zmiany i to nam naprawdę wyszło. W styczniu tego roku, zaczęliśmy nagrywać razem z Jeffem Pilsonem.Jak Wam się pracowało z Pilsonem?BUNTON:
Jeff był jak 5 członek zespołu. Wniósł wiele jako producent, mentor i basista. Przeniósł tę samą pasję, z którą gra, do studia. W kwietniu skończyliśmy i wiedzieliśmy, że stworzyliśmy coś wyjątkowego, z czego naprawdę możemy być dumni.Opowiedzcie o Waszym sprzęcie i procesie nagrywania.BUNTON:
Mieliśmy szczęście być beneficjentami studia Jeffa. Ma kilka gitar Micka Jones’a, w tym akustycznego Gibsona, którego używał często przy nagrywaniu z Foreigner. Jeff miał także Les Paula z 1955 z przetwornikiem PAF 1959, którego używaliśmy nagrywając. Lonny jest ogromnym fanem Epiphone i używa JCM 900 Marshalla, więc mogliśmy mieszać dźwięki gitarowe używając Les Paul ’55 z jednej strony i Epiphone Lonny’ego z drugiej.
Moimi głównymi gitarami są Charvel. Zawsze miałem obsesję na ich punkcie. Używam też przetwornika Bare Knuckle, głów Diezel (Diezel VH4, Diezel Herbert). Obaj używamy strun GHS. W paru utworach gram też na Boradcasterze 1950. Jeff użył swojego P-Bass 1958 na prawie całej płycieNa „Back From The Dead” można usłyszeć wiele inspiracji, ale także oryginalnych elementów.PAUL:
To była kolejna rzecz, której chciał Steven już od pierwszego dnia. Dla gitar, perkusji, basu, żeby brzmiało oryginalnie. Wokal, wszystko. Zdecydowanie chciał mieć własny styl.BUNTON: W dzisiejszych czasach, gdy włączysz radio, wiele zespołów używa tych samych partii gitarowych, rytmów perkusji, producentów i naprawdę trudno jest rozróżnić jeden zespół od drugiego. Kiedy dorastałem, nie wszystko było tak sprecyzowane i to było fascynujące. Teraz, wszystko brzmi tak samo.
To jak „Good Times Roll” The Cars. Gdy słyszysz gitarę, od razu wiesz, że to The Cars, bo nikt inny tak nie gra. Gdy słyszysz Slasha, wiesz, że to on. Tak samo z wokalistami. Gdy leci Guns N’ Roses, wiesz, że to Axl. Gdy byliśmy w studio, zmienialiśmy wszystko w każdą możliwą stronę. Gdy style gitarowe się mieszały, to po prostu to zmienialiśmy. Tak robiliśmy z każdym instrumentem.
Pamiętam, gdy Slash przyszedł zagrać z nami „Just Don’t Ask”. Wziął Les Paula 1955 Jeff’a i podłączył pod tego samego Marshalla, którego Lonny używał do nagrywania. Nie musieliśmy nawet ulepszać dźwięku. To było niesamowite, bo od razu brzmiało jak Slash. Wiele dźwięków zależy od rąk muzyka. Lonny i ja używaliśmy tego samego Marshalla, a i tak brzmiało to jak 3 różne osoby.Jak wyglądała praca ze Slashem?BUNTON:
Szczypałem się cały czas nie mogąc uwierzyć. Pochodząc z Alabamy, stojąc w kabinie wokalnej, widząc Stevena Adlera, Slasha i Jeffa Pilsona – szczypiesz się, mówiąc „Wow, jestem tego częścią!”Klasyczne gitarowe wejście do „Just Don’t Ask” dodaje idealnego zwrotu do i tak już pełnego mocy albumu.BUNTON:
Zawsze byłem wielkim fanem Randy’ego Rhoads i neo-klasycznych gitarzystów. Dwie rzeczy, które miały na mnie zawsze duży wpływ to płyty Ozzy’ego i „Love Song” Telsy, gdzie jest to klasyczne wejście. Pomyślałem, że to fajnie zaczynać tak piosenkę. Usiadłem i nagrałem to, a Steven i Lonny stwierdzili, że jest świetne, więc zostało.Jak powstała ta piosenka?BUNTON: Lonny i ja mamy coś wspólnego. Nie piszemy piosenek o naszych osobistych przeżyciach. Piszemy o ludziach, którzy nas otaczają i o sytuacjach, których jesteśmy świadkami. Napisałem tę piosenkę o przyjacielu, który wyznał żonie, że robił w trasie rzeczy, których nie powinien robić i wplątał się w kłopoty. Zadawała mu pytania. Zobaczyła zdjęcie na Facebook’u i spytała „Kim jest ta dziewczyna? Całujesz ją i sypiasz z nią?”. Skończyło się to wielką kłótnią. Jeśli posłuchasz słów z tej perspektywy, wszystko nabierze sensu! [śmiech]Jaka jest historia „The One That You Hated”?BUNTON: To pierwsza piosenka, jaką w ogóle nagraliśmy siedząc w tym samym pomieszczeniu. Byliśmy u Lonny’ego w domu i powiedziałem „Mam początek piosenki. Wydaje mi się, że jest całkiem spoko, ale nie mam refrenu” Zacząłem grać riff i pierwszy wers. Gdy doszedłem do refrenu (i zanim zdążyłem w ogóle powiedzieć Lonny’emu, że to na tyle), od razu zaczął śpiewać „I’m the one that you hated” [śmiech]. Jakieś 20 minut później mieliśmy gotową piosenkę.Planujecie trasę?BUNTON: Jedziemy do Japonii zagrać parę koncertów z Duff McKagan’s Loaded. Nie możemy się doczekać i planujemy trasę po całym świecie.A teraz odwieczne pytanie, myślicie, że możliwy jest kiedyś reunion GNR?BUNTON: Trudne pytanie, mam nadzieję, że tak.„Back From The Dead” jest niewątpliwie jednym z najlepszych rockowych albumów od lat. Co jest tym jednym czynnikiem, który przyczynił się do nagrania tak świetnej płyty?PAUL: Od pierwszego dnia, zgodziliśmy się, że wszyscy będziemy otwarci na zmiany i trzymamy się tego nadal. Wydaje mi się, że dlatego właśnie byliśmy w stanie połączyć to co mamy najlepsze. Wiem, że to może brzmieć oklepanie, ale napisaliśmy i nagraliśmy płytę, którą chcieliśmy słuchać. Mamy nadzieję, że przemówi ona to wszystkich.
źródło:
http://www.guitarworld.com/interview-adler-s-jacob-bunton-and-lonny-paul-discuss-new-album-back-dead