Widzę, że będę w mniejszości, ale ja tu bym się doczepiła do czegoś innego. Przez cały rok (może i dłużej) Ron ciągle powtarza jak to jest źle, bo on nic nie wie, że GNR jest złe, bo on nie może ustawić sobie solowej trasy itp. To jakim cudem kilka dni wcześniej Richard mówi, że GNR miało teraz być w trasie, ale jemu nie pasowało, bo TDD miało plany, więc je przesunęli? To co, dla jednego członka zespołu przesuwają, a dla drugiego nie? Wątpię, zwłaszcza, że gdyby tak było, to Ron by na pewno nie omieszkał o tym gdzieś wspomnieć, że nie wszyscy są traktowani równo albo po prostu by odszedł w takiej sytuacji. Zanim dołączył do GNR jego kariera lepiej się rozwijała - ok, może wydawał więcej płyt, ale nie ukrywajmy, popularność zyskał dzięki GNR. Nie może mieć pewności, czy kariera nie stanęłaby w miejscu rok, 2 lata później, gdyby nie dołączył do Gunsów. Nie wierzę, że dołączając do zespołu nie zdawał sobie sprawy z tego, z czym to się wiąże, że będzie już zawsze kojarzony głównie jako "gitarzysta Guns N' Roses". Rozumiem frustrację, ale moim zdaniem postępuje trochę nie fair. Wszyscy inni nie mają jakichś szczególnych problemów, żeby wydawać płyty, koncertować, realizować swoje inne projekty, tylko Ron ciągle narzeka, że GNR go ogranicza. Naprawdę lubię Bumblefoota, uważam go za świetnego człowieka, strasznie sympatycznego, mimo, że nigdy go nie spotkałam osobiście, ale tym ciągłym narzekaniem mnie irytuje. W pewnym momencie dochodzi do punktu, gdzie należy powiedzieć "nie podoba się - to odejdź". Mam nadzieję, że zostanie w Gunsach, bo ma świetne podejście do publiki w czasie koncertów, ale niech załatwia takie sprawy wewnątrz zespołu, a nie wylewa żale w wywiadach. To ma sens raz czy dwa, a nie przy każdej okazji.