Przy całym szacunku dla Bumblefoota, ale z członków GNR po 1994 roku w momencie przyjścia był dużo mniej znany niż Finck, Buckethead, Stinson, Freese, czy Brain. Ci grali w znanych kapelach (Finck, Stinson, Brain, Freese) i można było ich kojarzyć z wcześniejszej działalności. A Ron Thal? Bez przesady, ale gościa wypromowało w 95% WYŁĄCZNIE Guns N' Roses. I zgodzę się w całej rozciągłości, że właśnie dzięki temu zespołowi może teraz pozwolić sobie na koncert np. w Polsce, który jednak jakoś musi się finansowo opłacać, skoro tyle km robi po Europie. Trochę tego narzekania z jego strony, często mówi racjonalnie w wywiadach, ale narzekanie, że przez plany GNR stanęła jego kariera, jest sporym wg mnie nadużyciem.
Rzadko jaki gitarzysta odchodził z zespołu i osiągnął naprawdę spory sukces - Joe Perry myślał, że sobie poradzi i nic, wrócił do Aerosmith. Slash po odejściu sporo lat też tułał się,a szczytem był chyba zjazd do niższej ligi z drugą płytą Slash's Snakepit. Myślę, że kariera solowa Bumblefoota w sensie zainteresowania po ewentualnym odejściu z GNR dopiero wtedy znalazłaby się na peryferiach. Może i by nagrywał więcej materiału, go wydawał, ale powiedzmy sobie szczerze, do jak niszowej grupy odbiorców to by dotarło?
Nie mam nic przeciwko Thalowi, dobrze, że często porusza drażliwe tematy, ale tutaj akurat nie trzymam jego strony. Poza tym, trochę spoza tematu, na przestrzeni lat odnoszę wyraźnie, że Axl od dłuższego czasu dobierał sobie raczej 'no nameów' gdzieś tam z drugiego obiegu niż muzyków rozpoznawalnych, patrz: Dave Navarro czy jednak Ci wymienieni na początku, hm..