Trzeba było więcej niż tylko skradzionego kapelusza i „syczącej” ksywki, by Saul Hudson, znany jako Slash, stał się ikoną. Dorastając „młodociany przestępca”, jak sam siebie określał, traktował swoje rodzinne Los Angeles jako skate park, szarżując po każdym chodniku swoim BMX-em i łapiąc za zderzaki przejeżdżających samochodów w sąsiedztwie jgo Laurel Canyon. Ta sama nieokiełznana energia sprawiła, że Slash chwycił za gitarę i we wczesnych latach osiemdziesiątych odnalazł się na Sunset Strip, by tam wspólnie z Axl’em Rose, Izzy’m Stradlinem, Duffem McKaganem i Stevenem Adlerem założyć zespół, który do dziś jest rozpoznawany oficjalnie jako Guns N’ Roses. Ich sukces był wielki, ale przetrwał krótko, gdy na początku lat dziewięćdziesiątych kapela zaczęła się rozpadać. W końcu Slash odszedł w 1996 roku, niecałe 10 lat po wydaniu Appetite For Destruction, najlepiej sprzedającego się debiutanckiego albumu w historii. Gitarzysta nie zaprzestał pracy, współtworząc Slash’s Snakepit, później Velvet Revolver, a obecnie skupia się na tworzeniu muzyki z Mylesem Kennedy’m i The Conspirators. Ich najnowsze „dziecko”, to album World On Fire.
Jesteś perfekcjonistą czy wolisz aż nadejdzie ta właściwa chwila i pojawi się wena do tworzenia muzyki?Nie jestem zbytnio perfekcjonistą. Nie koncentruję się i nie kombinuję bezmyślnie nad kompozycją. Naprawdę, to wygląda po prostu tak, że gdy przychodzi co do czego, po prostu gram. Moja cała egzystencja kręci się wokół gitary, grania i koncertowania. Robię wszystko co w mojej mocy, by uzyskać pożądany efekt najszybciej jak się da.Współpraca przez ostatnie trzy lata z Mylesem Kennedy’m sprawiła, że po raz pierwszy nie jesteś zaangażowany w jakikolwiek projekt z byłymi członkami Guns N’ Roses, ani żadnymi innymi wielkimi muzykami. Czy czujesz się lepiej będąc frontmanem? Czy tak sobie wyobrażałeś swoją rolę?Generalnie sprawa ze mną wygląda tak, że zwykle pracuję w szaleńczym tempie. Problem, który pojawia się w demokratycznie zarządzanej grupie jest taki, że każdy musi się zgodzić na dany pomysł. Każdy musi wiedzieć co drugi robi i przez to większość ludzi nie zawsze pracuje tak ciężko i szybko. Zatem fajnie jest, jeśli jesteś odpowiedzialny za wszystko. To nie oznacza, że jestem typem lidera, nie używam ostatniego słowa gdy jest taka potrzeba. Wszystko to co robimy traktuję jak zespół. Zajmuję się całym tym logistycznym badziewiem, rzeczy, których inni nie chcą robić, jak na przykład udzielanie wywiadów. Nie przejmuję się, robię to.
Słyszę o pewnych podobieństwach między Axl’em a Mylesem, poza tym Myles wokalnie zastąpił Axla podczas Rock And Roll Hall of Fame, gdy ten odmówił udziału w ceremonii. Czy starasz się odtworzyć tę chemię pomiędzy twoim stylem gry a wokalami Axla?Ostatnią rzeczą na świecie, którą chciałbym świadomie zrobić to angażowanie się w cokolwiek związanego z Guns N’ Roses, poza tym że gramy niektóre utwory na koncertach. Nie żyję przeszłością. Nigdy nie powiedziałbym wokaliście „śpiewaj jak ktoś inny”.W czasach kiedy dorastałeś, czy był taki album lub artysta, który sprawił, że porzuciłeś BMX dla gitary?O tak, kluczowy był moment kiedy usłyszałem album Aerosmith zatytułowany Rocks. Przemówił do tego „młodocianego przestępcy”, który we mnie siedział. W tamtym czasie interesowałem się gitarą i wtedy na jakiejś imprezie usłyszałem ten album, rozłożył mnie. Nie miałem jednak odtwarzacza, więc to był jedyny raz kiedy słyszałem Rocks. Niedługo później usłyszałem go w domu pewnej dziewczyny, którą chciałem przelecieć. Byłem u niej w mieszkaniu i wśród tego całego badziewia: płyty, świece, zioło i tak dalej, ona puszcza właśnie Aerosmith. Pomyślałem „to ten album”. Podszedłem do odtwarzacza i słuchałem, potem jeszcze raz, jeszcze i tak ze cztery razy. Do momentu kiedy ona powiedziała „okej, chyba czas, żebyś już sobie poszedł”. Dorastałem słuchając Stonesów i AC/DC, ale Rocks miało w sobie klimat odrzutka, antyestablishmentowy element punka, miało w sobie duszę i podążyłem za tym.Wspominając jeszcze Appetite For Destruction, byłeś w stanie skomponować ten album mimo uzależnienia od heroiny.Kochałem dragi. Były super. I poza tym jestem szczęściarzem, bo nigdy nie trafiłem za kratki i nigdy nie umarłem. Ale miałem już dość całej tej sytuacji. Zacząłem się nudzić. Kiedy jest ekstra, to jest ekstra, ale potem przychodzi moment kiedy próbujesz nadgonić stracony czas i tak naprawdę nie jesteś w stanie go odtworzyć. To jak ta scena w Pinokio, kiedy chłopcy zamieniają się w osły.źródło