Autor Wątek: Gunsi w Polsce czyli jak to było na koncercie. (relacja siostry)  (Przeczytany 2741 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Reno

  • Atittude
  • ******
  • Wiadomości: 1138
  • Płeć: Mężczyzna
  • I don't have Patience
  • Respect: +53
0
Wybaczcie, że będę pisał w formie żeńskiej ale sam osobiście na koncert nie dotarłem niestety.

Podróż na koncert rozpoczęła się dla mnie w czwartek o godzinie szesnastej. Wyjechałam z Koszalina cały czas myśląc czy rzeczywiście dobrze robię. Nie wiedziałam jak mnie przywitają ludzie, jaka będzie atmosfera a przede wszystkim czy nowy skład Gunsów porwie mnie tak samo jak stary. Największe wątpliwości dopadły mnie w nocy i przez to spałam tylko dwie godziny. Nastał nowy dzień a ja dalej miałam ogromne wątpliwości i obawy jednak jak mówi stara maksyma do odważnych świat należy. Wyszłam z akademika, w którym się zatrzymałam i poszłam na miejsce zbiórki. Podróż jak i czas oczekiwania na najważniejsze wydarzenie muzyczne wieczoru upłynęły mi super za co dziękuję poznańskiej ekipie. To tyle tytułem wstępu. Zajmijmy się teraz koncertem.

Stałam pod bramą i czułam jak mi się pomału uginają nogi. Nie wiedziałam czy to emocje czy też efekt niedospania ale nie było to ważne. Nagle brama się otworzyła i tłum ruszył. Ścisk jak w puszce z sardynkami ale w końcu weszłam na teren stadionu. W oczekiwaniu na supporty zastanawiałam się jak będziemy się bawić i jaki popis dadzą zespoły grające przed gwiazdą światowego formatu. Na początku na Bloo wynudziłam się jak mops. Niewiele słyszałam choć stałam w pierwszych rzędach pod sceną. Symetria dała już lepszy popis jednak nie zawładnęli sceną i sercami widowni jakoś znacząco. Występ Chemii pominę milczeniem choć po zapowiedzi spodziewałam się czegoś lepszego. No i w końcu scenę opanowało wycie i szczekanie Złych Psów. Zespół porwał publikę do zabawy i to był jak dla mnie najlepszy support. Nawet obecność Karolaka nie raziła za bardzo uszu. Po zakończeniu występów przez supporty zaczęło się wielkie poruszenie a mi serce podeszło do gardła. Nie pamiętam całego etapu przygotowań sceny bo większość czasu myślałam o tym jaka będzie forma zespołu. Gdy wyszedł na scenę prezydent Rybnika by powitać fanów zaczęło się gorączkowe wyczekiwanie. Spodziewałam się spóźnienia ale nie aż takiego. Myślałam, że Axl nie przebije czasu z Manchesteru. Nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa, tłum z tyłu naciskał na przód a nam robiło się coraz bardziej duszno i ciasno. Nawet jak ludzie zaczęli błagać ochronę o wodę sytuacja się wcale nie polepszyła. I nagle zrobiło się ciemno. Telebimy rozświetliła nazwa zespołu a potem pojawił się na tym tle Ashba. Zapomniałam o zmęczeniu i o wszystkich niedogodnościach i przyłączyłam się choć na chwilkę do zabawy jednak potem musiałam skapitulować bo nie czułam stóp. Stałam więc i patrzyłam na cuda jakie Guns N' Roses wyprawia na scenie. Przy pierwszych dżwiękach Live and Let Die byłam poczułam, że długo nie zapomnę tego wydarzenia. Przyłączyłam się do śpiewów i zabawy fanów choć już żadnego skakania nie uskuteczniałam. Nagle po mojej prawej stronie coś zaczęło się dziać. Odwróciłam się i zobaczyłam jak wielka flaga zaczyna się rozwijać. Było to niesamowite wrażenia. Przy pierwszych dźwiękach  Sweet Child of Mine, You Could be Mine, Don't Cry, November Rain czy Estranged poleciało mi z oczu parę łez. Śpiewałam na całe gardło nie patrząc na nikogo i na nic dookoła. Gdy zabrzmiało Knockin' on Heavens Door wiedziałam, że koncert zbliża się do końca. Zaczęłam się zastanawiać czy zagrają jeszcze to na co czekałam i wtedy pojawił się Bumblefoot i Fortus z akustykami. To było niesamowite wrażenie. Wiedziałam, ba nawet była pewna, że będzie Patience. Dźwięki tego utworu do dziś mam w uszach. To było naprawdę niesamowite przeżycie usłyszeć to na żywo. No i wreszcie wielki finał i Paradise City. Sam utwór wynagrodził mi czekanie na Gunsów oraz ścisk pod sceną. Wrażenia artystyczne jak i wokalne były niesamowite jak słyszałam z tysięcy gardeł refren tego utworu. Wielki finał i konfetti oraz serpentyny zrobiły na mnie ogromne wrażenie. I tak to wielkie wydarzenie muzyczne się zakończyło. Mogę podsumować koncert jednym słowem. Było niesamowicie i długo pewnie jeszcze nie zapomnę o tym co przeżyłam w Rybniku.

A teraz parę słów o tym czym ujął mnie nowy skład. Po pierwsze Bumblefoot. Jest świetnym gitarzystą, doskonałym technikiem i potrafi wytworzyć nic porozumienia ze słuchającymi go fanami. Solówka jaką grał w Novenber Rain przeniosła mnie w czasy gdy grał ją Slash. Miałam ciary i przez moje serce przechodziły te same emocje. Poza tym wydaje mi się, że pomimo wyglądu Ron jest bardzo sympatycznym człowiekiem. No i jeszcze jedno Glad to be here, Chopin i wspólne wykonanie z Richardem Fortusem wstępu muzycznego do Another Brick in The Wall było dla mnie niesamowite.
Po drugie Richard Fortus gitarzysta rytmiczny, niesamowity technik i showman. Podobało mi się to, że mimo, iż gra partie rytmiczne potrafi oddać emocje towarzyszące jemu jak gra. Jestem pod wrażeniem jego charyzmy i energii jaką pokazał na scenie, oraz tego jak potrafił złapać kontakt z fanami.
I wreszcie po trzecie, Kierownik sam Axl Rose. W niektórych momentach wielkiego show miałam wrażenie, że przeniosłam się w czasie 30 lat wstecz. Te same ruchy, ten sam głos tylko inny wygląd. Jak dla mnie Axl był niesamowity. Spinał wszystko to co robili pozostali członkowie ekipy. Śpiewu i głosu nie będę oceniać bo wiem jaki to wysiłek śpiewać wysokie tony. Po prostu Kierownik ujął mnie tym, że po prostu był sobą i nie próbował nikogo udawać.

I na tym koniec mojego pisania. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze będę miała okazję zobaczyć Gunsów na żywo no i może doczekam się czasów gdy przywiozą ze sobą kogoś ze starego składu.

Zaprzedałem duszę gitarze. Gdybym teraz przestał na niej grać, nie byłoby dla mnie miejsca na świecie.
~ Slash

 

O tym, jak Canis zapomniała o oddychaniu czyli recenzja koncertu

Zaczęty przez Canis_Luna

Odpowiedzi: 16
Wyświetleń: 7298
Ostatnia wiadomość Lipca 20, 2012, 01:29:38 am
wysłana przez bozenkamalutka3