Jak wiecie - bilecik dorwałem w ostatniej chwili za śmieszną cenę - w innym przypadku najpewniej na koncert bym się nie wybrał
Gunsów aktywnie nie słucham jakieś 4 lata, czasami coś tam sobie zapuszczę, ale bez fascynacji, na forum zajrzę, bo ciągle coś się dzieje, czasami wrzucę jakiś komentarz, bo sentyment zostaje. Z sentymentu też wybrałem się ostatecznie na koncert - Gunsi to jest świat mojego gimnazjum, pierwsze spotkania z gitarą, długie włosy i taki tam rockowy światek dojrzewającego nastolatka. Super czasy
Tyle tytułem wstępu, przejdźmy do samego koncertu.
Na trybunkę dostałem się przed 18. A mówię - pójdę, popatrzę, w końcu wszystko płacone
Myślałem, że widok z góry będzie do dupy, ale szło naprawdę fajnie pooglądać - nie siedziałem na swoim miejscu tylko poszedłem siąść na murku przy bliższej trybunie - zespół miałem praktycznie na dłoni, wszystko ładnie i dokładnie widziałem. Supporty jak to supporty - chciałem zobaczyć Symetrię, bo tam mój kumpel gra, choć jakoś za nimi nie przepadam, Złe Psy zagrały chyba najfajniej, choć trochę byłem zażenowany, że na bis zagrali kawałek, który grali już w standardowym secie. No spoko, dobry numer, ale oni mają jednak sporą możliwość wyboru, a takie powtarzanie utworów kojarzy mi się z taką żorską grupą The Tox, która kiedyś na koncercie u nas w MOKu grała na bis 3 razy ten sam kawałek, bo więcej nie mieli. No to po supportach najważniejsze: oczekiwanie na Gunsów ;
Miałem nadzieję, że chociaż z godzinę się spóźnią, bo ostatnie ich wyniki nie były takie złe. Niestety ja nie jestem już fanem Axla, a teraz to nawet sympatykiem. Rozumiem, że u Was emocje biorą górę i mu wybaczacie, ja mu nie wybaczam, bo... nie mam powodu
Rozumiem Was jednak, bo jakby moi idole spóźnili się kilka godzin i dali zajebiste show to czas oczekiwania też nie miałby pewnie dla mnie większego znaczenia.
Setlista jaka była - każdy wiedział. Cyrków nie było, choć do ostatniego momentu miałem nadzieję, że zagrają Comę
Nie no, żartuję.. jedyne na co liczyłem to Madagascar, bo całą resztę setlisty już znaliśmy przed koncertem. Najbardziej podobał mi się w sumie początek, to był jedyny moment kiedy poczułem fazę, kiwałem się, śpiewałem, klaskałem, potem po Sorry i reszcie balladek jakoś emocje we mnie siadły. Zaczął dominować głód, zmęczenie i wkurw na Axla
No i Paradise City jeszcze mnie rozjuszyło. z solówek najbardziej mi się podobała solówka Fortusa - nigdy nie oglądałem gościa na youtube, nie wiedziałem, że tak pociska - ekstra też było... solo Dizzyego - ale dlatego, że grał Baba O'Riley, kocham ten utwór
Szkoda, że w pobliżu oprócz mnie nikt tego nie znał
Generalnie ludzie na trybunie koło mnie byli strasznie drętwi, betony i cementy, nawet wstydzili się śpiewać w czasie konckin'.. To też mi trochę zabrało radości z koncertu, ale w sumie taki był mój cel - pójść i zobaczyć Gunsów, na tym się chciałem skupić. Żeby mieć dobrą zabawę pod sceną to nie muszę iść na Gunsów - pod sceną mogę się świetnie bawić na Metallice, na Queen, na wszyystkim, nawet na The Toxie (Mówcie co chcecie, zespół niszowy, ale wybawiłem się wtedy świetnie!). No i wielkie brawa dla Rona za Chopina i w ogóle za wszystko - jest przekolesiem
Zespół świetnie zgrany - trzeba przyznać.
A co się będę - jeszcze dokopię Axlowi.. kontakt z fanami - dla mnie beznadzieja. strasznie stracił przez ten koncert w moich oczach - raczej nigdy nie stwierdzę, że jest aktualnie w czołówce najlepszych frontmanów w historii rocka. Przez niego wizerunek zespołu w odbiorze wielu osób jest po prostu fatalny. Można powiedzieć, że robi co chce - rock n' roll; i tego mu nie odmawiam, bo jest jedną z nielicznych osób w świecie muzyki, które się nie sprzedały, które są nonkonformistami, i chwała mu za to, ale frontmanem dla mnie jest beznadziejnym, i to w Rybniku tylko potwierdził. Spóźnienie, śladowy kontakt z fanami, którzy czekają, którzy kochają, którzy wydają ostatnie zaskórniaki, żeby zobaczyć gwiazdę. Takie trochę podejście: "cokolwiek zrobię, i tak będą mnie kochać." No i kochają...
Jeszcze przyczepię się do setlisty i połączę to z fanami. Jednego zjawiska totalnie nie rozumiem. Już pomijam fakt, że grają ciągle to samo - bo jakby nie było tak jest po prostu łatwiej, ale też grają swoje największe hity, nie jeżdżę za nimi koncert w koncert, więc nie robi mi to różnicy w sumie (i dzięki Bogu, bo bym z takim zestawem utworów nie wytrzymał - a nie są Pearl Jamem, który w czasie tegorocznej trasy europejskiej podczas 13 koncertów wykonał blisko 100 różnych utworów!!!), poza tym oswoiłem się już z tą myślą, że podczas tego touru tak grają, może w następnym zaskoczą tak jak potrafili to robić w 2009/2010 i nikt nie narzekał przecież wtedy. Najbardziej mnie uderzyło to, że dla Axla nie ma totalnie żadnej różnicy czy gra na festiwalu, czy na koncercie, gdzie gromadzą się wyłącznie fani Gunsów, czy gra na zjeździe kierowców MPK w Krakowie!! Wszystko zależy od jego humoru, od tego jak się czuje, na co ma ochotę, a nie od publiki, od zestawu fanów. Mógłby dać więcej swoim wiernym słuchaczom, niż przypadkowemu zbiorowisku kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Dla mnie to kolejny dowód na to, że ma w dupie swoich sympatyków, tylko robi to co musi.
I wielki minus dla Rybnika za to, że - niczym Axl- olał ludzi
Zamiast zwietrzyć interes po koncercie to zachciało się spać i pochowali się w piwnicach. Efekt: Ogródek piwny, jedna knajpa i jeden kebab otwarte. FUUU.
To tyle z mojej strony. To był mój pierwszy koncert Gunsów i raczej ostatni, chyba, że moje dzieci będą chciały kiedyś zobaczyć starego Axla
Sam koncert oceniam w porządku, ekstra show, dobry czas, świetne wizualizacje, do których długo długo nie mogłem się kiedyś przekonać. Jednakże refleksje jakie mam - przedstawiłem.
pozdr
tu tak dla przyprawienia mojego krytycyzmu