To i ja coś w końcu skrobnę...
Przyjechałem koło 8 do Kato ze znajomymi, trochę poszwędaliśmy się po mieście, a następnie spotkałem Holly (
), a potem już było z górki, żeby resztę dałnów spotkać
Zacznę od narzekania - nigdy nie byłem na koncercie, gdzie było tyle gówniarstwa. Nie mówię o wieku, ale o kulturze, a właściwie jej braku. Brak mi słów na takich kretynów, w takich momentach jestem za przymusową eutanazją... Ale chamstwo wszędzie jest - tylko organizator powinien zapewnić, aby to chamstwo nie zrobiło komuś krzywdy. Tak jak Wojo powiedział - o mały włos nie stała się tragedia. Wystarczyłoby, aby tak rozmieścić ochronę, żeby obserwować kto prowokuje takie zachowania; wystarczyłoby gdyby organizator wyszedł i powiedział, że wszyscy mają zrobić krok w tył i się uspokoić, bo jak nie, to ze względów bezpieczeństwa koncert nie dojdzie do skutku. Przed supportem już byłem cały mokry. W końcu Titus z zespołem wyszedł na scenę. Miałem już ochotę iść sobie na tył, gdzie była większa kultura, ale łudziłem się, że może chociaż Titus ogarnie motłoch... Po 3 kawałkach i braku reakcji z jego strony poszedłem niemal na sam tył, blisko trybun. A tam - głównie starsze osoby, pojedyncze osoby 30+ no i pary. Support w ogóle nie przypadł mi do gustu - bardzo lubię Titusa za Acidów, ale głównie za solową płytę. Rozczarowałem się, wszystkie kawałki brzmiały dla mnie na jedno kopyto. Przed Slashem podszedłem trochę bliżej, a gdy zabrzmiały pierwsze dźwięki większa ekipa zaczęła się wpychać z tyłu do przodu, tak więc znalazłem się mniej więcej w środku tłumu, a potem coraz bliżej sceny. Co ja mogę pisać o Slashu... pod względem muzycznym był to jeden z najlepszych koncertów w moim życiu! Byłem negatywnie nastawiony na granie kawałków Gunsów, ale gdy grali coraz to kolejne utwory, prosiłem o jeszcze... Nieważne czy grali Snakepitów, materiał z płyty Slasha, czy coś Gunsów - wszystko brzmiało genialnie. Mimo braku sił przez idiotów moje ciało samo zaczęło skakać a gardło samo się drzeć
Fajnie, że zagrali takie kawałki jakie chciałem, brakło mi tylko Been There Lately, ale jakoś to przeboleję (zagrają to następnym razem
). To co mnie najbardziej zaskoczyło to wokal Todda, który albo tak się wyrobił przez te wszystkie koncerty, albo to youtube tak zniekształca. Uwielbiałem go wcześniej, po koncercie go kocham
Przekonałem się też do Franka - wcześniej go miałem za dodatkowego muzyka, tera widzę jakiego ma powera. Brent jest perkusistą, którego chciałby mieć każdy zespół, który nie chce gubić rytmu, dał radę! Myles miał tego dnia świetny wokal, wszystko wyciągał. A gra Slasha? O tym chyba nie muszę pisać... Koncert 10/10. A po koncercie? Zdobycie autografu, uścisk dłoni i krótka rozmowa... Jak ktoś chce wiedzieć, to Slash nagrywa nowy album w przyszłym roku
Po koncercie piwkowanie, whisky'owanie itp itd, chociaż jedynie z Mareckim daliśmy radę wytrwać do rana (no i jak się okazało zqyx i ekipa również nie byli gorsi
). Ten dzień na pewno będę dłuuuuugo pamiętał... Dziękuję całej ekipie i tym, którzy dali radę przeczytać ten post
)
Edit: Zapomniałbym o fladze. Ja byłem pod wrażeniem jej rozmiarów. Mogłoby tak być jak na Gunsach - czyli w miejscu, ale grunt, że w końcu wróciła na przód
Chłopaki co prawda nie wygłosili 10 minutowej gadki jak to im się spodobało, natomiast jedno jest pewne - po zagraniu takiego koncertu stwierdzam, że zespół był pod dużym wrażeniem