Wokale, szczególnie w tych bardziej "krzykliwych" kawałkach, faktycznie mogą się nie podobać - no ale przecież ci wokaliści nie byli zawodowymi muzykami, nikt ich nie uczył jak śpiewać rocka, więc śpiewali w taki sposób, w jaki śpiewało się w społecznościach, z których pochodzili. Jeśli ktoś szuka teraz czegoś bardziej strawnego dla europejskiego ucha, to polecam album zespołu Musi-O-Tunya (którego liderem był wspomniany Rikki Ililonga), zatytułowany "Misty In Roots". Zdecydowanie bardziej bluesowe, z dobrymi tekstami i ciekawym instrumentarium, a przede wszystkim o niebo lepiej nagrane