Co do zastąpienia Slasha to juz kiedyś pisałem. Zakk jest zbyt charakterystyczny. Fakt, ze Axl jest godnym przeciwnikiem, ale obawiałbym sie zbyt podobnego brzmienia do wszystkich projektów Zakka. Wystarczy spojrzeć, raczej posłuchać Ozzy'ego.
Ale chciałem o Zakku. Ocipiałem po prostu ostatnio. Nie mogę się pozbyć erekcji po usłyszeniu 1919 i The blessed hellride. Z naciskiem na to pierwsze. W sumie nawet to powinno sie znaleźć w topiku o polecanych rzeczach. To ostatnie płyty, jakie dorwałem Zakka a powinny być pierwsze. Zbierany z dywanu. A mniej poetycznie, mało się wydobyłem z fotela po usłuszeniu Mass murder machine. Ten kroczący riff, zawodzący wokal, miażdżące solo. Juz dawno przy czymś "nowym" nie miałem gęsiej skóry i ciarek. Po za tym Graveyard disciples - zagrane na paru dźwiękach a tak zabija. Lost heaven - tak mi bliskie. Bridge to cross, coś na styl Nutshell Alicji.
Stillborn z Ozzym, zawsze katuję bawiąc sie hantlami, moge w kółko. Funeral bell, którego wolę nie słuchać w samochodzie prowadząc, bo amok i zamykanie oczy przy solówce nie służy za bardzo bezpieczeństwu na drodze. Albo Destruction overdrive - tę strone Zakka, agresywną, lubię najbardziej, pomimo niesłychanej zdolności przechodzennia od brutalności do lirycznej delikatności. Nie pojmuję czsami jak mozna byc tak wszechstronnym. Potrafić tak skrajne uczucia wyrazic gitarą.
Mógłbym nosić za gościem skrzynki z browarem.