bardzo ciężko jest w ogóle znaleźć posiadacza 'wokalu wszech czasów'. brać pod uwagę ilość oktaw, jaką artysta potrafi wyśpiewać? wybierać pod względem tego, jakie emocje w nas wywołuje? a może po prostu zawierzyć intuicji i wybrać taki, który nam się po prostu podoba. ja biorę pod uwagę przede wszystkim drugi aspekt, chociaż pierwszy i trzeci też nie jest mi obojętny. moja lista prezentuje się tak:
1)
Robert Plant - emocjonalnie najbliższa mi muzyka. spotykałam się już z wieloma osobami, które nie lubią Led Zeppelin. nawet mój nauczyciel, muzyk jazzowy, przyznał, że bardzo długo nie lubił i nie słuchał, bo ta muzyka wydawała mu się zbyt trudna. ale jeśli ktoś się wkręci to zostaje na bardzo długo - jestem tego żywym przykładem. poznawałam Roberta trochę od dupy strony, bo najpierw wzięłam się za jego solowe projekty, a dopiero później za twórczość z Led Zeppelin, ale i tak byłam oczarowana. jego głos po prostu na mnie działa, nie potrafię tego wytłumaczyć. można mu zarzucić, że często wydaje 'orgazmiczne' [słowo zapożyczone z jakiegoś forum], ale mi to wcale nie przeszkadza
2)
Freddie Mercury - głosisko ma potężne, to wie każdy. ale sam głos nie wystarczyłby, gdyby nie wiedział, co z nim zrobić. a Freddie wiedział doskonale. może cała twórczość do mnie nie przemawia, ale większa część na pewno. śpiewa świetnie i w tych wyższych partiach i tych niższych. a muzyka... no cóż, kto słuchał, wie, o czym mówię
3)
Ryszard Riedel - polski akcent znalazł się na pudle. mogę użyć wielu przymiotników - przejmujący, poruszający, smutny. Dżem i głos Ryśka jest dla mnie powrotem do dzieciństwa. bluesowy klimat i muzyka oraz jego głos wystarcza mi w zupełności, by pojawił się w moim zestawieniu.
4)
Eddie Vedder - a i tu ciekawa historia. bardzo długo nie lubiłam Pearl Jam, można powiedzieć, że nie znosiłam. zupełnie nie wiem, skąd mi się wziął ten wstręt. dopiero, kiedy posłuchałam soundtracku do 'Into the wild', zaczęłam
bardzo powoli przekonywać się najpierw do głosu Eddiego, a później do całej muzyki Pearl Jam. Eddie ma tak bardzo charakterystyczny i rockowy wokal, że naprawdę trudno się od niego 'odczepić' po dłuższym słuchaniu. dla mnie - jak najbardziej zasłużone miejsce
5)
Ville Valo - mało lubiany, mało znany. na moją obronę powiem tylko, że UWIELBIAM, wręcz ubóstwiam niskie, męskie głosy. taki mały fetysz, z którego nie mam ochoty się leczyć. nie mam pojęcia, jaką ten pan ma skalę głosu, bo nie jest mi potrzebna ta wiedza. ważne, że rusza serducho
6)
Mesajah - jeden z moich ulubieńców na polskiej scenie muzycznej. jego głos może nie jest super, ekstra wypasiony i nie osiąga 4 oktaw, ale ma coś w sobie. szczególnie doły... mogłabym słuchać bez końca. wszystkim polecam jego dwie płyty - coś z pogranicza reggae, dancehall i hip-hopu.
tytułem podsumowania - jestem strasznie stronnicza, ale każdy może się tutaj wypowiedzieć - wypowiadam się i ja. dopiero kiedy skończyłam robić tę listę, zauważyłam, jak odmienne od siebie są moje typy i jak różną muzykę wykonują. ale to chyba tylko potwierdza moją tezę, że ciężko znaleźć i jednoznacznie wskazać coś takiego jak 'wokal wszech czasów'