Było NIESAMOWICIE.
Mieli zacząć o 21, przyszedłem kilkanaście minut po 16, już była duża kolejka. Bramy otwarto godzinę później. Przy wejściu kontrola, facet mnie obmacywał, ale komórki w kieszeni nie wyczuł, potem jakieś zdjęcia wrzucę. Pogoda wręcz idealna, pochmurna, ale kropiło tylko dwa razy na dziesięć minut.
Support. Oj, śmiali się moi koledzy, że "idę na Tatianę". Zagrała 20 minut, pokręciła tyłkiem i wyszła. Potem jakiś zespół, którego nazwy nie zapamiętałem, ale grał dwa razy dłużej. Niezbyt mi się podobało, głos wokalisty taki wymuszony a i kompozycje średnie. Pół godziny przed 21 minuta ciszy.
Zaczęli z 15 minutowym poślizgiem. Pierwsze dźwięki Start Me Up i szaleństwo! Mam filmik, ale mocno "rozbujany", bo sam się dałem ponieść Wink Mick w BOSKIEJ formie wokalnej, przez cały koncert nie zaśpiewał ani jednego fałszu. Do tego świetny kontakt z publicznością, mówił po polsku ( Exclamation ) nie raz "kochamy was Polska", ale conajmniej sześć razy, "co za noc" (okrzyk zza moich pleców "Let's Spend This Night Together", ale to nie było to, hehe). Setlista:
Start Me Up - jak już pisałem, najlepszy moment koncertu dla mnie
You Got Me Rocking - nie znałem tego ale "heyhey" w refrenie śpiewałem tak głośno, żeby Mick usłyszał, heh. Potem Mick złapał się za serce, myślę - ma zawał dziadek a on się nam ukłonił Wink
Rough Justice - bardzo mi się podobało, szkoda, że ludzie słów nie znali
Ain't Too Proud To Beg - może nie zapamiętałem, ale poprostu wszystkie kawałki były zagrane świetnie
Love Is Strong - też miło
You Can't Always Get What You Want - chóralnie zaśpiewany refren i zabawa Micka z publicznością w Freddiego, ale w konwencji "Aaaaau!". Bawił się i popatrzył się na nas z miną "poddaję się", znowu podziękował
Midnight Rambler
I'll Go Crazy - cover jakiegoś czarnego pana z dawnych lat, było jego zdjęcie na telebilmie, Mick bawił się i dał zaśpiewać zwrotkę babce z chórków, potem z nią tańczył
Tumbling Dice - nie zapamiętałem
gdzieś tu było band introduction, oczywiście wszyscy przywiatni jak należy - GŁOŚNO! i Mick mówiący "na perkuszji Charli Watts"
You Got The Silver - zaśpiewane przez Keitha, balladkowe
I Wanna Hold You - też Keith, bardzo fajny głos ma
Miss You (na mala scene) - tak, scena zaczęła się wysuwać i przejechała po wybiegu 50 metrów, ścisk okropny, ale co tam, Mick był 10 metrów ode mnie!
It's Only Rock'n Roll - tu pewnie lepiej się bawiły dalsze sektory, bo my widzieliśmy tył sceny, ale muzyka świetna
Get Off Of My Cloud - NIE MYŚLAŁEM ŻE TO ZAGRAJĄ! jeden z moich ulubionych utworów, zdarłem gardło
Honky Tonk Women (powrot z malej) - szlaeństwo, mam super fotkę, a w tym czasie na scenie wysunął się jęzor, a Charlie wracał w szaliku Polski Smile
Paint It Black - intro na gitarce miodzio, Mick przebrał się w czerń... diabeł istny, zaczarował publiczność
Jumping Jack Flash - ośmielę się powiedzieć, że to była wersja lepsza od wydanej w 1970 koncertówki Get Yer Ya-Ya's Out.. miodzio
Brown Sugar - zabawa i chóralne odśpiewanie refrenu, panowie znikają, ale my wiemy, że zaraz wrócą bo co to za koncert bez...
...Satisfaction - zaśpiewany wspaniale przez publiczność, Mick PRZEBIEGŁ (tak, w kilka sekund!) ten 50metrowy wybieg, potem już pożegnanie, Keith najpierw przyłożył pięści do klaty a potem taki... wymowny ruch miednicą Wink
Ogólnie było cudownie. Mick w świetnej formie, a jak się ruszał... Tatiana się chowa. Sekcja instrumentalna na medal.
Ja chcę więcej!
Nie wyobrażam sobie teraz lepszego koncertu... Nawet z Dream Theater... Może tylko Q+PR, albo reaktywacja Pink Floydów, ew. Led Zeppelin, heh