dokładnie, magia, magia i jeszcze raz magia! wielka artystka, która jest na żywo jeszcze lepsza niż na płytach
koncert mnie powalił… zaczęła mocnym The Emperor's New Clothes, a następnie przeszła w wspaniałe I Am Stretched On Your Grave… jej głos jest niesamowity, a ona panuje nad nim jak mało kto… pokazała rudej panience, która co chwila traci głos, jak się śpiewa
ma niesamowitą skalę i moc, mimo tylu lat ciągłego jarania szlugów i nie odmawiania sobie wódy
no i jej osobowość, która zdominowała cały występ, jej bunt i wrażliwość, które są autentyczne do bólu… genialne aranżacje zaserwowała i czekam aż wreszcie wyda ona płytę Live, albo bootlegów zacznie troszkę wypuszczać… wspaniale wypadli też muzycy jej towarzyszący, których nie znam(poza perkusistą, z którym gra Sinead od początku i ma z nim pierwsze dziecko), a powinienem, bo są naprawdę wybitni… basistka, wiolonczelistka, koleś od keyboardu sprawili, że oniemiałem… ale Sinead im nie pozwoliła się wychylić, bo pokazała niesamowity profesjonalizm, ale przede wszystkim wielką gamę uczuć, co czyni są jedną z największych indywidualności…
ogólnie Sinead zrobiła ukłon w stronę tych, którzy znają tylko jej drugą, najbardziej sławną płytę, i było z niej aż 6 kawałków, ale za Three Babies, niemalże hardrockowe The Last Days Of Our Acquaintance i Black Boys On Mopeds sam jestem jej bardzo wdzięczny… była też niespodzianka w postaci You Made Me A Thief Of Your Heart, w czasie którego sprawiła swym głosem, że szczena mi opadła i szukałem jej po koncercie przez ładnych kilka minut
nowe kawałki, Something Beautiful i If You Had A Vineyard, wyszły rewelacyjnie, pięknie, pełne gracji i czystości, było też My Lagan Love i Thank You For Hearing Me… a absolutnie kosmiczne było rozbudowane wykonanie Never Get Old z pierwszej płyty Sinead, gdzie wchodziła ze swym głosem na tak górne rejestry, że się zastanawiałem, czy ona jest człowiekiem, czy… Aniołem
w dodatku ten jej ciepły, nieśmiały, a jednocześnie pełen mądrości uśmiech zbijał mnie z tropu
no i było oczywiście Fire On Babylon, które rozrosło się możliwe że aż do około 10 minut, genialne solo na wiolonczeli, moc basu, bębnów i gitary, no i ta pani z mikrofonem, która wyrwała mi serce, podeptała je(pewnie niechcący), a ja pragnę by częściej to robiła
mam też inne miłe wspomnienie, które może okaże się ciekawą znajomością, bo poznałem pod sceną bardzo sympatyczną, piekną i inteligentną dziewczynę o imieniu Asia i przez parę godzin przed występem Sinead gadaliśmy sobie o wielu artystach, filmach itd. opowiedziała mi też o sekcjach zwłok, które miała na medycynie
wspaniała kobieta i zajebiście, że trafiliśmy na siebie