Koncert... cóż... ten kto czytał recenzję na cgmie wie mniej więcej już jak ja się i czuję po tym "pseudo" wydarzeniu roku. Bo jeśli to miałoby być największe muzyczne wydarzenie tego roku to już chyba na drugie miejsce dał bym koncert Ich Troje w Kosobudzu Mniejszym (bez obrazy H. ). Nigdy nie byłem, nie jestem i nie bede zatwardziałym fanem RHCP, pojechałem na koncert, żeby zobaczyć dobry koncert rockowego bandu... daleko im w obecnej wymowie do funky. Sam koncert... ok. Fajne granie, świetny Flea i Frusciante - jako instrumentaliści sprawdzili się znakomicie. Już poczatek, jakiś taki koślawy ale jednak niezwykle klimatyczny jam w ich wykonaniu to przede wszystkim to co będe najpiękniej wspominał po ich występie w Chorzowie. A najmniej milej będe wspominał pana Anthonego... Jak na "wodziereja", to... słabo. W sumie powiedział chyba tylko jakieś dwa zdania na poczatku koncertu apropo tego że "chyba się jeszce nie spotkaliśmy, Polsko". Fajno... ale jak się znika bez papa ani pocałuj mnie głęboko "in the ass" to sorry ale nawet Bayer Full się kłania na finał. A tutaj były w sumie dwa zejścia zespołu ze sceny (bisowe i główne),i nie było rzadnych ukłonów ani podziękowań. PO prostu sobie poszli... myślałem, że to jakiś żart kiedy po bisie od razu zaczeła lecieć muzyczka z cd żeby tylko publika nie zaczeła skandować kolejnego bisu...
Po drugie... długość koncertu. To był chyba najkrótszy z większych gigów na jakich byłem. Raptem 2 h bez pięciu minut bodajże. Tą krótkość się czuło. Raptem 17 kawałków w tym solówka Johna i cover The Ramones.
Po trzecie... ascetyzm przy tej wielkości widowiskach nie wychodzi nikomu na dobre. Doszedłem do wniosku, że nawet jakiś zakichane logo w tle sceny mogłoby jakoś zmienić wygląd całej sceny... Oczywiście niektórzy mogą się zachwycać ale ten kto był na U2 czy choćby Gilmourze wie co oznaczają dobre światła i efekty wizualne. I proszę mi nie wyskakiwać zaraz "że muzyka broni się sama". To nie jest koncert w małym klubie w centrum Paryża czy w Stodole. To jest Stadion Śląski do diaska!
ALE... nie jestem przecież niezadowolony z wyjazdu! tylko lubie sobie ponażekać
Fakt, że chorzowiski stadion jest wypełniony po brzegi to rzadkie zjawisko. Ludzie widać, że bawili się przednio. I ja z moją dwu osobową ekipą bawiłbym się przednio w pierwszym rzędzie gdyby nie 20 tyś ludzi napierających na me plecy. Po Scar Tissue wyszliśmy stamtąd, bo nie dało się oddychać... Najpiękniejszymi momentami koncertu były jak dla mnie Don't Forget Me czyli killer koncertowy i totalne zaskoczenie (jeden z moich ulubionych kawałków) Soul to Squeeze. Szkoda oczywiście, że Under The Bridge i Give it away nie poleciało... Jak na pierwszy koncert w danym kraju myślę, ze to były obowiązkowe pozycje... Rozwalił mnie też koniec w wykonaniu zespołu oraz Josha (pana od wszystkiego - drugiego gitarzysty, klawiszowca, pałkarza). Niektórych to nudziło, mnie wręcz przeciwnie... chłeptałem tą muzykę z uwielbieniem.