NighTrain Station Guns N' Roses

Pierwszy i ostatni koncert KISS w Polsce to istna petarda. To nie było show. To był spektakl. Ta teatralność i lekka kiczowatość  do nich pasuje. Kontakt z publiką świetny, chociaż Paul trochę za dużo się rozgadywał. Dawno nie widziałem tak kosmicznej sceny, która miała tyle zastosowań. Definitywnie zespół zaserwował najlepsze otwarcie koncertu w dźwiękach Detroit Rock City, gdzie opadała wielka czarna kurtyna z logo, a oni zjeżdżali na podwyższeniach. Najlepszy moment wieczoru to opus magnum Stanley'a, czyli Love Gun zagrane na mniejszej scenie w środku płyty, gdzie gitarzysta przejechał na publiką. Uwielbiam rozszerzoną koncertową wersję tego utworu. Rozbita gitara (aczkolwiek sztuczna), plucie krwią, mnóstwo pirotechniki i laserów - rockowy spektakl na najwyższym poziomie!

Fajny koncert. Wyszedłem z niego zadowolony.

Na "I was made for loving you" było widać ewidetnie, że Paul nie śpiewał w refrenie, a było go słychać w chórkach. Strasznie sie to rzucało w oczy (jak chodził po tej małej scenie i bawił sie z publicznością, a było go słychać ) i uszy. Reszte piosenki chyba śpiewał normalnie (nie brzmiało jak na np. płycie). W innych nie zauważyłem (chociaż, kto tam wie).

Na żywo ciężko było to wychwycić jak się nie stało z przodu, ale na youtube można zobaczyć takie fragmenty.
Ja od początku zdawałem sobie sprawę, że część wokali poleci z taśmy, ale wolę to od takiej kaszany wokalnej jaką Stanley zaprezentował podczas zeszłorocznych koncertów w Hiszpanii i Portugalii. Bo niestety smutna prawda jest taka, że Paul stracił głos i już lepiej nie będzie.
No bo co innego mądrzejszego mogą zrobić? Będą grać tylko utwory gdzie głównym wokalistą jest Gene? Pozostała trójka będzie śpiewać na zmianę? Ciężko mi to sobie wyobrazić.

Pierwszy i ostatni koncert KISS w Polsce to istna petarda.

Szkoda niestety, że to już ostatni taki koncert był