A ja kupiłem jakiś czas temu dwie płytki:
Herbie Hancock z serii The Finest in Jazz. Płyta bardzo oszczędna jeżeli chodzi o ilość utworów. Jest ich tylko, albo aż 6. Bo jeżeli chodzi o aranżacje i struktury utworów, to nie pozostawia życzeń. Jest genialna. Herbie wykonuje na klawiszach rożne "wygibasy", ale każdy z nich powoduje, że odpływam do innej krainy. Krainy spokoju i... piwa (zawsze kiedy słucham tej płyty, to chce mi się pic piwo. A może mi zawsze się chce pić piwo). Utwory są lajtowe. Czasem przechodzą w dość szybkie improwizacje, ale nie przeszkadza to w ogarnięciu całości. Na płycie jest wielu gości. polecam serdecznie.Owsik
drugi krążek, to ku mojemu zadowoleniu strzał w ciemno i to udany. Czasami lubię wejść do sklepu i kupić coś czego nie znam. choć czasem mam wrażenie, że dużo ryzykuje, to jeszcze nie udało mi się źle trafić. i tym razem trafiłem w dziesiątkę. Funky w wykonaniu pana, który nazywa się Stanley Clarke. płyta nosi tytuł "I wanna play for You". Pierwszy utwór w ogóle nie przypadł mi do gustu. Jakis dziwny jest. Senny i nie podobny do niczego(autor posługuje się tutaj TalkBoxem) . już myślałem, ze straciłem 30 zł, aż tu nagle drugi utwór (Just a feeling" - też talkbox). Kawałek z magiczna energia i wchodzący w to funky, o które chodzi mojemu muzycznemu podniebieniu
energia nie opada już do końca płyty. Muzyczna KOSA. duzo zabawy i kobiecych chórków, które spisują się wspaniale. Jednym słowem czasami warto ocenić płytę po okładce: