Śpiochu, przypomnę Ci, że to Ty na styk przyjechałeś jak już trzeba było zajmować miejsce(w sumie nie wiesz jak to jest, bo byłem na płycie
) . Na dniach skleję tu więcej zdań
EDIT EDIT EDIT EDIT EDIT:
Geneza tego koncertu jest bardzo prosta – jak można nie pójść na występ jednej z legend rocka, która gra w Twoim mieście?! No właśnie, trudno ominąć takie wydarzenie, aczkolwiek długo wąchałem się czy warto pójść, bo zespół znam, jednak że wielkim fanem nie jestem. Zastanawiałem się tak od kwietnia, a bilety kupiłem tydzień przed koncertem. Taki ze mnie wariat. W sumie to z nas, bo koncert zaliczyłem z moją Anią. Co najbardziej mi się spodobało, że nie musiałem jej długo namawiać.
W porównaniu do poprzednich koncertów to nie śpieszyłem się, bramki do Hali otwierano o 18.30, a ja z domu wyszedłem chwilę przed 18. Pod obiektem kolejki były ogromne z obu stron. Jednak tym razem nie zamierzałem pchać się naprzód płyty. W środku były dwa fanowskie sklepiki z gadżetami zespołu, jednak ceny mnie nieco odepchnęły, w sumie chciałem kupić koszulkę z trasą 2013, jednak 80zł za tak szmaciany materiał to nieco za dużo. Dobrą opcją do zakupu były pałeczki, albo talerz z autografami wszystkich pięciu muzyków.
Średnia wieku koncertu to może 40-50 lat i wzwyż, a co z tym idzie KULTURA, nie było przepychu, ani ścisku. Jednak chwilę przed 20 zaczęło robić się tłoczno i trzeba było pilnować swojego miejsca, które było niesamowicie dobre w porównaniu ile osób stało przed nami w kolejce.
Pierwszy i jedyny suport to niejaki polski zespół Kruk. Od czasu Rybnika nasze rodzime suporty mnie już niczym nie zdziwią. Chłopaki, czy też panowie śpiewali w rodzimym języku swój materiał, później wyskoczyli z materiałem w języku angielskim, czego nie powinni robić. Wokalista, który miał fryzurę a la ‘krucze gniazdo’ nie miał ani trochę akcentu, przez co mocno kaleczył język angielski. Tłum na płycie mocno nabijał się, że świetnie się bawi, co napędzało zespół. W owym tłumie znaleźli się pewnie nieliczni fani, którym Kruki mówili, że nie spodziewali się takiego przyjęcia. Na zakończenie do zespołu dołączył ich techniczny z gitarą akustyczną i wspólnie odegrali połączenie piosenek Queen w postaci I Want It All-Show Must Go On. A! i wokalista wspomniał coś o Riedelu, bo na ten dzień przypadała rocznica jego śmierci.
Pora na gwiazdę zespołu, odbyło się bez większego spóźnienia. Piątka starszych panów wkroczył na scenę w dźwiękach Fireball otwierając świetny zespół i pokazując, że mimo wieku wszyscy są w świetnej kondycji. A jak można krótko skomentować cały set? Mieszanka przeplatana klasyką, popisami solowymi, rozbudowanymi improwizacjami i nowym materiałem z najnowszej płyty zbierającej świetne recenzje, czyli z Now What?! Później jedno po drugim na rozgrzewkę zaserwowano Into the Fire i Hard Lovin' Man i nadeszła pora nie pierwszą nowość, jeden z najlepszych kawałków, czyli demoniczny Vincent Price, w którym Ian Gillian chodził po scenie jak zombie. Przy Strange Kind of Woman i Contact Lost tłum już kąp letnie oszalał, śpiewając razem. Zapomniałem wspomnieć, że jeszcze przy pierwszym numerze Steve Morse machał rękami do technicznego z boku, że nie wie co tu się dzieje, że tłum ich tak gorąco przyjął.
Pierwsze wytchnienie nadeszło podczas Guitar Solo, kiedy jedyne światło padało na Stevena, a on improwizował na swoim Fenderze. W sumie można od razu wspomnieć o wszystkich solówkach, każdy członek zespołu co 3-4 piosenki popisywał się przed tłumem, a Gillian miał chwilę, aby odetchnąć. Jako drugi zagrał Ian Paice na perkusji wydłużoną solówkę w The Mule, gdzie w ciemności przy każdym uderzeniu w bęben jego pałeczki zmieniały kolor. Następnie klawiszowiec Don Airey pokazał na co go stać, a później specjalnie dla polskiej publiki odegrał fragment Chopina i Mazurka Dąbrowskiego. Podczas bisów ostatni, ale nie najgorszy rzecz jasna zagrał na basie Roger Glover budując napięcie do ostatniej piosenki i niestety pożegnania.
Każdy utwór z tych nowszych był dobrze odbierany, jednak można było zauważyć, że publika czeka na klasykę, którą pozostawiono na sam koniec. A co zaserwowano w międzyczasie? Nowe All the Time in the World i nieco zapychające The Well-Dressed Guitar. Później kolejna nowość Hell to Pay, piosenka, która brzmieniem bardzo pasuje do stylu AC/DC i silny klasyk Lazy. Całą płyta Now What?! została zadedykowana Jonowi Lordowi, a specjalnie dla niego zagrano utwór Above and Beyond, po czym Ian wspomniał coś w tylu, że brakuje im Jona.
Po No One Came nadszedł czas na jeden z najlepszych utworów Deep Purple, czyli Perfect Strangers, wydawać się mogło, ze ludzie oszczędzali energię na sam koniec. Następnie, aby ludzie nie wybuchli zaserwowano nam Space Truckin' i na zakończenie podstawowego setu najdłużej wyczekiwane Smoke on the Water w bardzo długiej i improwizacyjnej wersji, gdzie Gillian drażnił się z publiką, że nie słyszy jak śpiewają refren.
Zespół schodzi ze sceny, chwila ciszy i powrót. Zaczęło się od coveru Booker T. & The MG’s Green Onions w wersji instrumentalnej, po czym zagrano pierwszy hit DP, jednak cover, czyli Hush, co wyszło fantastycznie mimo innego wokalisty. Na pożegnanie zagrano Black Night, który każdy nucił. Brakowało mi, że na koniec zespół się wspólnie nie ukłonił, może nie mają tego w zwyczaju, jednak widać było, że świetnie się bawili.
Każdy świetnie się bawił, najbardziej to chyba za mną pan w wieku mojego dziadka, który krzyczał co jakiś czas do Gilliana ‘I love You’, próbował się też kilka razy wepchać przed nas, jednak pokazaliśmy mu gidzie jego miejsca, a jak dziko wymachiwał rękami o go ludzie obok nieco uspokoili. Dość zabawna scena.
Podsumowując: koncert bardzo udany, bardzo cieszę się, że go nie ominęliśmy. Najbardziej żałuję, że nie udało mi się spotkać kolegi Śpiocha z małżonką i rodzicami, jednak byli oni w Hali Stulecia na styk, kiedy Ci, którzy bawili się na płycie musieli pilnować swojego miejsca.
Trzech członków z klasycznego składu(mówiąc klasyczny mam na myśli najbardziej znany) + Steve Morse i Don Airey to bardzo mocna grupa, która pomimo wspomnianego wieku jest w niesamowitej formie.
Setlista:
00. Intro
01. Fireball
02. Into the Fire
03. Hard Lovin' Man
04. Vincent Price
05. Strange Kind of Woman
06. Contact Lost
07. Steve Morse Guitar Solo
08. All the Time in the World
09. The Well-Dressed Guitar
10. The Mule + Ian Paice Drum Solo
11. Hell to Pay
12. Lazy
13. Above and Beyond
14. No One Came
15. Don Airey Keyboard Solo
16. Perfect Strangers
17. Space Truckin'
18. Smoke on the Water
Bisy:
19. Green Onions (Booker T. & The MG’s cover)
20. Hush (Billy Joe Royal cover)
21. Roger Glover Bass Solo
22. Black Night