Bardzo lubię Aerosmith. Sama czołówka światowego rocka.
Mistrzowie pościelowych ballad, polecam: Angel, What it takes bo są trochę mniej znane od szlagierów Cryin', Amazing czy I don't wanna miss a thing.
Niestety, moim zdaniem "skończyli się" na Nine Lives. Potem poszli już w stronę piosenek. Ja wielbiam mocne riffy, czadowe solówki a tego coraz mniej w muzyce Aerosmith.
Pamiętam, jak byłem chyba gdzieś w 7/8 klasie podstawówki i odbywał się koncert Podniebnych Kowali w Warszawie. Koleżanka z klasy pochwaliła sie, że ma dwa darmowe bilety na Aerosmith i niespecjalnie chce sie jej iść - nie była z tych klimatów. Ja jeszcze wtedy nie chodziłem na koncerty a zresztą nie miałem z kim iść. Wśród moich znajomych zawsze był problem ze słuchającymi rocka. Ale teraz żałuję strasznie, ze nie poszedłem. Niewiadomo czy kiedykolwiek będziemy mieli okazją powitać ich w naszym kraju.
Przypomina mi się jeszcze taki cytat Axla z bodajże książki Micka Walla. Tyczy się to także Stonesów. Mówił, że u niego w Lafayette ludzie tolerowali tylko Aerosmith, bo nawet Stonesow uwazali za pedalow.
Usmialem sie z tego strasznie.
ps. sorry za brak polskich znakow pod koniec, ale cos mi sie p****** w kompie albo w klawiacie np. Y zamienilo mi sie z Z