ja współczuję ateistom.
Wierz mi – nie masz czego nam współczuć
świadomość, że nikt i nic nie czeka na nas po śmierci musi być dołująca.
Ja absolutnie nie jestem zdołowana i w żadnym wypadku nie mam świadomości tego, że po śmierci nikt i nic mnie nie czeka. Wręcz przeciwnie – jestem pewna, że moi ukochani najbliżsi (m.in. Dziadkowie i Mama) trzymają dla mnie miejscówkę w jakimś innym, znacznie lepszym świecie - chociaż nie jest to katolickie Niebo
jaki sens ma w ogóle życie dla ateisty? żyje sobie taki na tym smutnym świecie, wie, że z chwilą śmierci wszystko się kończy... po co w ogóle w takim życiu o cokolwiek się starać, jak i tak umrzemy, a już trzy pokolenia później nikt nie bedzie wiedział/pamiętał o moim istnieniu?
1. Dla mnie moje życie ma wielki sens – żyję, jestem, działam dla siebie i moich bliskich tu i teraz. Pomimo tego, że mocno wierzę w "życie po życiu", to wolę realizować się w tym życiu, które trwa obecnie.
2. Ależ ten świat wcale nie jest smutny! Jest piękny, wspaniały i zadziwiający!
Wszystko jest kwestią postrzegania go... A że ” z chwilą śmierci wszystko się kończy”? Bzdura! Owszem, wtedy kończy się nasze życie, ale pozostaje to, co z siebie daliśmy innym, pozostają wspomnienia po nas i uczucia/wiedza/wartości, które daliśmy/wpoiliśmy innym.
3. Jeśli skupiamy się na przyszłym, lepszym życiu w Niebie, a olewamy to co „tu i teraz”, to na pewno trzy pokolenia później nikt nie będzie wiedział ani pamiętał o naszym istnieniu