Takie cos bylo na fejsie. Ciekawe, ale wydaje mi sie, ze to dotyczy również niewierzących, jak i wierzących w drugą stronę... naprawdę łebski koleś to pisał:
"Jeśli ludzie Kościoła będą utwierdzać się w przekonaniu, że niewierzących nie warto słuchać, tylko trzeba ich nachalnie nawracać albo potępiać, to mówiąc krótko i dobitnie - sami zniszczymy chrześcijaństwo.
Kilka dni temu w Łodzi miało miejsce symboliczne wydarzenie. Podczas wrześniowej edycji "Dialogów w katedrze" arcybiskup Marek Jędraszewski odpowiadał na pytania o ateizm. W dialogu uczestniczył m.in. zdeklarowany ateista.
Dobrze, że w Kościele wciąż są przestrzenie otwarte na dialog z niewierzącymi. Niestety takich przestrzeni jest mało. Zdecydowanie częściej słyszę, że z ateistami nie ma sensu rozmawiać, a nawet trzeba z nimi walczyć, bo są zagrożeniem dla chrześcijaństwa.
Taki sposób myślenia jest szkodliwy dla samego Kościoła. Nie możemy udawać, że nie słyszymy krytycznych głosów na nasz temat. Wręcz przeciwnie - powinniśmy z uwagą słuchać, co mają nam do zarzucenia niewierzący. Nawet jeśli część z tych zarzutów wydaje się nam być bezpodstawna. W każdym krytycznym spojrzeniu jest trochę prawdy, której usłyszenie może pomagać nam się nawracać i naprawiać błędy oraz zaniedbania.
Doskonale rozumie to ks. Tomas Halik, który w książce "Cierpliwość wobec Boga" pisze: "Kiedyś wpadła mi w ręce publikacja pewnego biskupa, nosząca podtytuł 'Książka dla poszukujących i wątpiących', po którą sięgnąłem z zaciekawieniem, ponieważ znam osobiście i lubię jej autora. Po kilku stronach stwierdziłem jednak, że podtytuł - niezależnie od tego, czy pochodził od autora, czy od rzutkiego wydawcy - jest jedynie chwytem reklamowym. Ton całej książki zdradzał, że autor traktuje poszukujących z pozycji kogoś, kto już znalazł, a wątpiących z pozycji kogoś, kto chce i potrafi przemienić ich wątpliwości w pewność. Postanowiłem więc pisać książki innego rodzaju - jako ktoś, kto wątpi z wątpiącymi i poszukuje z poszukującymi. I już wkrótce miałem poczucie, że Pan ten zamiar naprawdę przyjął, a nawet potraktował go jeszcze poważniej niż ja sam w momencie, gdy taka myśl przyszła mi do głowy. Żeby praca moja nie była jedynie grą pozorów, Bóg postanowił wstrząsnąć wieloma religijnymi pewnikami, które w tamtym czasie uznawałem. Ale też dzięki temu przygotował dla mnie niezwykle zaskakujący i cenny dar: właśnie w owym 'wyłomie', w chwili, gdy zadrżały i runęły wspomniane pewniki, właśnie poprzez tę 'dziurę w dachu', w kotłowaninie pytań i wątpliwości ukazał mi swoje oblicze, jakiego nigdy wcześniej nie znałem. Zrozumiałem, że 'spotkanie z Bogiem', nawrócenie, przyjęcie z wiarą tego, w jaki sposób Bóg się objawia, a Kościół to objawienie przedkłada, nie jest końcem drogi. Wiara jest 'kontynuacją', przypomina na tym świecie nigdy niekończącą się drogę. Prawdziwe poszukiwanie religijne w naszym życiu tu, na ziemi, nigdy nie może zakończyć się tak, jak kończy się udane poszukiwanie jakiegoś przedmiotu, to znaczy - jego znalezieniem i posiadaniem; nie zmierza bowiem do żadnego przedmiotowego celu, lecz do serca Tajemnicy, która jest niewyczerpana, która nie ma dna".
Jeśli zabraknie nam chęci pokornego wsłuchiwania się w głos niewierzących i przyjmiemy postawę wszystkowiedzących i nieomylnych, to być może będziemy czuć pewną wyższość i samozadowolenie, ale tak naprawdę będziemy wyrządzać krzywdę Kościołowi. Naszą misją jest niesienie Ewangelii światu. Nie da się tego robić w sposób autentyczny i skuteczny, jeśli nie będziemy nieustannie otwierać się i konfrontować z otaczającą nas rzeczywistością.
Łatwo jest utwierdzać się w swoich przekonaniach i żyć w poczuciu wyższości. Ale to jest droga donikąd albo jeszcze gorzej - to może być samobójstwo dla chrześcijaństwa. Dlatego uważam, że powinniśmy sobie wziąć do serca jeszcze jedną myśl ks. Halika, który we wspomnianej już wcześniej książce pisze: "Po bitwie pod Białą Górą katoliccy zwycięzcy wybudowali na miejscu tego starcia kościół Matki Bożej Zwycięskiej, obraz triumfującego Kościoła, ecclesia triumfans. Być może druga Maria, Maria Magdalena, tak jak przedstawia ją św. Grzegorz, mogłaby być obrazem Kościoła poszukującego, Kościoła zwyciężającego cierpliwością swojego szukania i swojej palącej tęsknoty. Być może obraz ten byłby dzisiaj bardziej wymowny niż pierwszy; bo jeśli wiara może czymś 'zwyciężać' niewiarę, to jedynie skalą swej cierpliwości i prawdziwości swej tęsknoty."