Od zarania dziejów mężczyźni próbowali - zazwyczaj bezskutecznie - dociec, "czego właściwie pragną kobiety". Muszę przyznać, że szczerze im współczuję, ponieważ, jak sądzę, większość z nich sama nie wie, czego chce - albo też nie pragnie wcale tego, o czym głośno mówi. Oto, co mi na ten temat napisał jeden z moich Czytelników:
"Niestety, drogie dziewczyny, bądź też już kobiety. To jest tak, że wszystkie wasze marzenia, mrzonki oraz fantazje, o których opowiadacie, niewiele mają wspólnego z tym, czego chcecie (podświadomie?). Wasz problem polega na różnicy między tym, co głośno wyrażacie, a tym, co robicie.
Podobno wasz ideał to "wspaniały romantyk, mężczyzna rozumiejący wasze potrzeby, przyjaciel, czuły, empatyczny, wyidealizowamy rycerz.." Właściwie wszystko to zamyka się w dwóch słowach - "dobry i kochający." Oto za czym wzdychacie. Niestety, życie brutalnie demaskuje waszą rozbieżną naturę (a mocniej powiedziawszy - dwulicowość).
Z doświadczenia wiem, że lepiej jest uderzyć dziewczynę, niż dać jej kwiatek, lepiej się z nią droczyć, niż prawić jej komplementy, lepiej ją wyzywać niż recytować wiersze miłosne. I na własne nieszczęście wielu "rycerzy" nadziało się już na te bezwzględne zasieki waszej obłudy i zmienności, wielu walczących utonęło w fosie kłamstwa i zmiennej natury kobiet. Wy wcale nie pragniecie miłości w takiej formie, o jakiej mówicie! Wy jedynie przypisujecie wszystkie te cechy waszym samolubnym i zapatrzonym we własne potrzeby "wspaniałym" kolegom, którzy stają się waszymi chłopakami. Jakieś bezwzględne i chore prawo pozwala wam bardziej cieszyć się jednym ciepłym gestem, który następuje po serii wyrzutów i bólu, niż tysiącem takich gestów, następujących po setce poprzednich.
Natura każe wam wybierać partnerów spośród tych największych i najbardziej dominujących w stadzie, a dopiero potem wasz umysł i wyobraźnia odpowiednio ubierają ich w szereg pierwszorzędnych poetycznych cech, które, jeśli nawet kiedykolwiek (sporadycznie) naprawdę pojawiają się u takiego osobnika, to natychmiast zostaną przez was czujnie wyłapane i utwierdzą was w przekonaniu, że jednak dobrze wybrałyście.
Jedyne, czego od was oczekuję, to trochę samokrytycyzmu i trzeźwej oceny. A właściwie tego, byście nie oszukiwały tych mężczyzn, którzy się z wami liczą, żebyście nie bawiły się z nimi w grę półsłówek, niedomówień, zwodzeń i rozczarowań. Żebyście potrafiły postawić sprawę jasno i przyznać się przed sobą, o czym tak naprawdę marzycie. Albo abyście potrafiły szczerze odpowiedzieć na nieśmiałe zaloty jakiegoś miłego chłopaka, a nie definiowały go od razu jako chłystka i szczeniaka, który przecież do pięt nie dorasta tym ideałom twardzielom, gadającym godzinami o ... niczym i o jednym, ale za to z taką pasją, że niejedno drzewo już podeszło bliżej, aby usłyszeć, o czym to.
Fascynacja takimi osobnikami mija wam z czasem, zwykle wtedy, gdy już jest za późno - i pozostaje wam tylko żal i własne urojenia. Taka sytuacja jakoś funkcjonuje, ponieważ ci "zwycięzcy", którzy was wygrali, nie liczą się tak naprawdę z kobietami! Traktują je jak zabawki - jeśli mają akurat taki kaprys są dla nich dobrzy, a jeśli zechcą, potrafią być gorsi niż w sennym koszmarze. Takie cechy występują u mężczyzn w różnym nasileniu. A im jest im więcej - tym lepiej dla chłopaka, który właśnie szuka dziewczyny. "Zabójcza" pewność siebie i przekonanie o własnej nieomylności to podstawa. Najgorzej bywa wtedy, gdy takie zachowania są przedstawiane w dobrym świetle i jeszcze wychodzą delikwentowi na plus (czyli prawie zawsze). Powiem tylko dla przykładu: jeżeli dwóch takich dżentelmenów przypadkiem walczy o królewnę, to jeden wali jak z procy same niepochlebne opinie o drugim, mówiąc swojej lubej, jaki to z tamtego samolub i snob... Nienawidzę takich małych, żałosnych burzycieli, którzy i tak wiedzą o sobie, że są najfajniejsi ze wszystkich.
I tutaj tworzy się błędne koło, ponieważ główny wasz zarzut, kierowany do mężczyzn to ten, w którym płaczecie, że się zupełnie z wami nie liczą. No, ale przecież same doprowadzacie do takiej sytuacji! Same nas tego uczycie, same swoim zachowaniem pokazujecie, jacy powinniśmy być, jak brutalnie mamy was traktować! Ale po co w ogóle to piszę - wy i tak pewnie zaraz zaprzeczycie temu wszystkiemu, wyzwiecie mnie od najgorszych, wrócicie w ramiona swoich wyimaginowanych bohaterów, rozczarujecie się nimi i znów zaczniecie słać do nas swoje postulaty wołające o perfekcyjnego Adama..."
Trudno mi nie przyznać racji autorowi tego gorzkiego listu - choć wiem, że może to zostać uznane za przejaw nienawiści do własnej płci czy też zdrady jakichś tam naszych "kobiecych interesów." A jednak, pomimo wszystko, chciałabym do Was zaapelować, drogie Panie: zastanówcie się czasami, czego pragnie ta druga strona, zanim jeszcze zaczniecie stawiać im swoje - jakże często niemożliwe do spełnienia! - wymagania.
O czym zatem marzą kobiety? Sądzę, że 70 na 100 kobiet odpowiedziałoby, że ceni sobie mężczyzn domatorów, spokojnych, solidnych, lubiących dzieci i prace domowe, delikatnych, czułych, wrażliwych, etc. Oraz że wygląd zewnętrzny i zawartość portfela nie są dla nich najważniejsze. A w praktyce? W praktyce bywa tak, że sympatyczni, ciepli panowie z lekką nadwagą przegrywają w przedbiegach z zimnym draniem, niedostępnym, ale przez to czarującym...Albo - nie oszukujmy się! - z BMW i dwucyfrową pensją w tysiącach. I stąd właśnie cała bieda...Bo ten nasz czarujący przystojniak nie zawsze daje się przerobić na "model udomowiony" - a sympatycznym "miśkom" to my się chętnie wypłakujęmy w mankiet, jak kumplom, ale po cichu ich lekceważymy ("toż to takie ciepłe kluchy!", prawda?) i się w nich nie zakochujemy... Zresztą, wydaje mi się, że kobiecych pragnień jest tyle ile kobiet - ja np. kiedy kocham, daję z siebie wszystko, oczekując w zamian tylko troszkę wzajemności.
Niestety, zauważyłam, drogi Czytelniku, że również wielu mężczyzn - wbrew temu co napisałeś! - nie ceni sobie szczerych, uczciwych, prostolinijnych kobiet, które zamiast się droczyć po prostu kochają całym sercem. Zaczynam podejrzewać, że i Wy, panowie, w gruncie rzeczy lubicie być źle traktowani. Gdyby było inaczej, to pisząca te słowa dawno byłaby już szczęśliwą mężatką. Ale jeżeli macie do wyboru ślicznotkę o urodzie lalki Barbie i zimnym sercu - i ciepłą brzydulę, to co wybierzecie?
Zrodlo : [http://kordalewska3.blog.onet.pl/2,ID132268327,index.html]