Z fotela kinowego wstałem z otwartymi ustami. Jasne, brakowało parę scen z trailerów, ale te w sumie przestałem oglądać, gdy ujawnili, że ojciec Jyn pracował przy budowie Gwiazdy Śmierci (co zostało ujawnione w ciągu pierwszych dziesięciu minut
). Ujęła mnie końcówka, może poza średnio podobną Leią - po tym, jak zrobili Tarkina spodziewałbym się szans na pomylenie z młodą Carrie Fisher, tego zabrakło. Ale i tak była świetna. I bardzo, ale to bardzo mi się spodobało ukazanie Rebelii nie jako śnieżnobiałej, walczącej z tym szatańskim Imperium, ale ludzi, którzy mają sporo grzechów na sumieniu, a ich usprawiedliwieniem jest coś, w co wierzą. Coś jeszcze? Muzyka była dobra, szczególnie utwór końcowy. No i K-2SO - ukradł film. Trochę HK-47, jeśli wiecie, co mam na myśli (jeśli nie wiesz, kto to, to błagam - nie googluj, za żadną cenę. Co najwyżej zagraj w KotORa, ale nie sprawdzaj nic o HK).
Wiem, że chaotycznie, ale napisałem - świeżo po seansie.