Odnośnie The Last Jedi mam mieszane uczucia.. generalnie nie był to zły film i oczywiście nie potrafię go nie lubić, ale miał kilka motywów, po których niesmak pozostał. 2,5h seansu może i się nie dłużyło, choć na pewno wywalenie kilku wiadomych wątków i scen tylko uprzyjemniłoby oglądanie.
Jak chyba większość widzów czepiam się oczywiście motywu z Finnem i Rose. Jak dla mnie broni się on tylko pojawieniem się del Toro – btw postać napisana w taki sposób, że tylko czekam aż pojawi się w kolejnych częściach. O ile Rose można nawet polubić i faktycznie czymś się w historii wyróżnia, to Finna, a ich wzajemnej relacji w szczególności nie mogę zdzierżyć.
Gdyby tak laska go nie uratowała na Crait to uniknęlibyśmy jednej z bardziej żenujących scen w całym filmie, czyli prawie? pocałunku w rozwalonym statku. Po prostu #noniemoge, niczym Miasto 44, slow-mo i apokalipsa w tle… brr.
Drugą rzeczą, która często wybijała mnie z rytmu podczas oglądania były wplatane w dziwnych miejscach żarcioszki.
O ile jeszcze Luke wyrzucający za siebie na początku miecz świetlny był i całkiem śmieszny i zaskakujący, to już im dalej tym jakoś dziwniej to dla mnie wypadało. Na przykład sytuacja, gdy Luke spotyka się w bazie Rebeliantów z Leią i jej pierwsze słowa do niego to coś o zmianie fryzury. Albo Skywalker otrzepujący niewidzialny pyłek z szaty po „walce” z Kylo <like a boss>. O „czy mógłbyś coś na siebie włożyć” podczas tego łączenia się Rey i Kylo już nie wspominając..
Moim zdaniem większość takich wstawek pochodzących od postaci wybijała mnie tylko z danej sytuacji, wywołując zażenowanie, a nie szery śmiech. SW nie kojarzą mi się z autoironią, a wątki humorystyczne zwykle związane były z droidami i jakimiś stworkami – mamy tutaj od tego Porgi i te urocze zakonniczki na wyspie Jedi, BB8 (w szczególności w scenach z del Toro). Nowe wstawki w większości mnie zniesmaczyły.
Z takich drobiazgów to irytowały mnie jeszcze sporo tekstów Poe. Jak gościa lubię, nieźle kreują go na nowego zawadiakę na miejsce Hana Solo itp. to jego kwestie w The Last Jedi.. typu „o patrzcie! To Finn i Rose wychodzą ze statku” albo „za mną”, gdy już wszyscy wiedzą, że mają iść za kryształowymi liskami by uciec z bazy. Ja wiem, że to są duperele, ale skoro zostawiamy sobie potencjał postaci do wykorzystania na inny film to nie wkładajmy mu w usta tekstów robiących z niego przygłupa, po których otoczenie powinno reagować zdziwionym „serio?! no coś Ty, no way!”
.
Inna jak na razie drobna sprawa to disnejowska końcowa scena z tym chłopczykiem na planecie z kasynem, który kibicuje Rebelii podczas zamiatania. No także ten, moja interpretacja – łączymy dwie wielkie franczyzy, spodziewajcie się w kinach Star Wars ft. Harry Potter.
Nawiązując jeszcze do Waszej dyskusji powyżej i pochodzenia Rey to wkurzało mnie to powtarzanie, że jej rodzice byli NIKIM. Po co drążyć w takim razie temat, teraz właśnie pachnie mi to budowaniem atmosfery do zwrotu akcji, że może jednak są KIMŚ.
Ponarzekałam sobie, lżej mi na duszy
Z drugiej jednak strony pozostałe motywy zostały rozegrane super. Postać Luka przedstawiona perfekcyjnie, cała ta atmosfera wątpliwości wokół filozofii Jedi, sama wyspa, szkolenie Rey, wszystko super. Snoke, ta jego komnata z czerwonymi Power Rangersami, First Order, kapitan Hux <3 (akurat śmieszkowe momenty z nim mi się podobały). No i przede wszystkim Kylo, to jak rozwija się jego postać, jak gra Adam Driver, jaka relacja łączy go z Rey.. moim zdaniem majstersztyk, każdy kto się obawiał o czorny charakter w nowych SW może być spokojny moim zdaniem. Właśnie to jego rozdarcie, nieobliczalność i historia, że najbardziej czekam właśnie na jego dalsze losy. Aha, no i to, że w końcu dla Rebeliantów zaczyna mieć znaczenie, że giną w ich szeregach ludzie. Czyli to co urzekło mnie w Łotrze, jednak znaczące trupy zdecydowanie ubarwiają opowieść :v
Bardzo duży plus dla The Last Jedi stanowi dla mnie warstwa wizualna filmu, piękne kadry i wykreowane światy. Wyspa Jedi, jej mieszkańcy, ta dziura związana z ciemną stroną wyglądają pięknie, podobnie jak kasyno, do którego lecą Finn i Rose. Tak samo czerwona kwatera Snoke’a. Scena, w której
admirał Holdo (swoją drogą też mega postać, możliwe że najlepsza z nowowprowadzonych do filmu) rozwala niszczyciela krążownikiem, ta cisza, błysk, efekty, po prostu magia. Pomijając już fakt tego, że skoro coś takiego jest możliwe to dlaczego nie wykorzystano tego wcześniej – pokonany został największy niszczyciel z najlepszymi osłonami ever, więc czemu by tak nie wbijać się w Gwiazdy Śmierci, no ale xD
Dla mnie i tak najpiękniejszą wizją była mineralna planeta Crait (tu moje wielkie wow, bo wykorzystywano naturalne plenery w Boliwii). Te czerwone ślady, które powstawały w czasie walki robią super efekt, plus oczywiście kryształowe liski.
Hmm, mam sporo rzeczy do zrobienia, więc napisałam na NTSie rozprawkę o Ostatnim Jedi. Spoilerów chyba nie ma, oceńcie sami jeśli ktoś to przeczyta
Jako, że film jest jeszcze w miarę nowy w kilku miejscach zabezpieczyłem możliwość doszukania się spojlerów w Twoim poście. #Śpiochu