ok, więc tak... jak wyszedłem z kina miałem totalny mętlik w głowie. Do godzin popołudniowych dzisiaj nie potrafiłem powiedzieć, czy podobało mi się to co zobaczyłem, czy też uważam to za gniot jakich mało.
... i choć od razu po seansie stwierdziłem, że Przebudzenie Mocy podobało mi się bardziej, to jednak... coś niebywałego jest w Ostatnim Jedi. Choć na kolanie mógłbym w ciągu 5 minut wypisać listę zarzutów w stosunku do tego filmu, to jednak nie można mu odmówić jednego: swego rodzaju odwagi w prowadzeniu fabuły nie tyle w kierunku czegoś zajebiście odkrywczego, ale poprowadzenie historii w sposób zdecydowanie inny niż nas do tego przyzwyczaiła seria.
To były momenty...
Luke wyrzucający miecz świetlny
Moment kiedy Rey i Kylo byli jak siostra i brat leją po mordach czerwonych jegomości
opiekunki ze świątyni, które wyglądały jak wycięte z Opowieści z Narnii a nie z serii SW
Dużo tego. Ten film zostaje w głowie. Po Przebudzeniu Mocy jak na tacy było wiadomo w jakim kierunku podąży fabuła. Teraz nie mam bladego pojęcia o czym będzie epizod 9. I dlatego mój apetyt na to danie będzie maksymalnie wyostrzony, kiedy za dwa lata usiądę w fotelu kinowym.
Choć dalej nie uważam, że Rey, Kylo, Poe, Finn a nawet BB-8 to bohaterowie mogący równie mocno odbić się w popkulturze masowej jak Han, Leia, Luka i R2D2 to jednak ...
w epizodzie 9 nie będą mieli wyjścia, jako że wszystko to co stare jest w nowej trylogii powoli usuwane w cień
I właśnie za to wielkie poczucie zaciekawienia i nieokiełznaną chęć zobaczenia epizodu 8 ponownie w miarę szybkim czasie oceniłem go na FilmWebie na 9/10.