Ale dzisiaj miałam okropny sen
. Siedzę sobie w jakimś PKSie, który jedzie na Wschód, albo wraca stamtąd. Mam wrażenie, że wszystko jest ok i cieszę się na powrót do domu. Jak zwykle gadam dużo ze znajomymi, śmiejemy się, tyle że siedzę tym razem wyjątkowo za kierowcą (takim obleśnym i grubym zresztą, który przykleił sobie gołą babę gdzieś w centralnym miejscu autobusu
). Zatrzymujemy się na jakichś dziwnych przystankach. Pogoda jest świetna, ale zaduch okropny i nagle wsiada ktoś z dziwnym bagażem, nie wiem kto, ale jestem przekonana, że to jakieś złe proroctwo. W tym czasie w przejściu pojawia się mój żółw, który jest jakby cały spalony i wygląda na skrzyżowanie wielkiego pająka i czegoś innego okropnego
...Okazuje się, ze to pupilek kierowcy. To zmutowane coś zaczyna mnie kąsać po nogach i okaleczać takimi szczypcami wychodzącymi z głowy
...Biega po PKSie i wszyscy wpadają w strach, ja jestem spokojna, bo wydaje mi się, że to jednak coś podobnego do mojego zwierzaka, ale mam okaleczone nogi. Zamiast krwi wypływa z nich żółto-seledynowy płyn...Jejku, jakie to było autentycze. Potem nagle to coś znika i kumpel znajduje to na półce ponad siedzeniami, jego też gryzie, ale wszyscy uważają po chwili to za zabawne, a ja dowiaduje się, że zostałam czymś zarażona...wtedy się obudziłam...
A 4 dni temu śniła mi się pewna osoba w dosyć "miłych okolicznościach"...
....szkoda, że teraz taki sen pozostawia jedynie niesmak...
Eh...koszmary jednym słowem