W poniższym tekście znajdują się spoilery. Czytasz na własną odpowiedzialność.
___________________________________________________________________________
Zakończenie było raczej OK, nie spodziewałem się happy endu chociaż nie powiem, że na niego liczyłem - zawsze wolę takie zakończenia i nie uważam żeby to było źle. Z możliwością śmierci Deb liczyłem się już na początku tego sezonu, jednak zrobiło mi się bardzo przykro.
Nie zmienia to faktu, że odcinek pełen był idiotyzmów, które zaczęły się już na koniec poprzedniego epizodu. Dexter decyduje się nie zabijać Saxona i zostawia go (sic!) samego sobie na kilka minut podczas gdy sam dyskutuje sobie na zewnątrz z siostrą. Very clever. No ale w sumie po co miałby zabijać gościa, który zabił jego ucznia i (pewnego rodzaju) matkę?
Druga sprawa to stan zdrowia Deb - na początku jest umierająca, potem wszystko jest wspaniale, tylko po to żeby chwilę później zamieniła się w warzywo. Odłączenie jej od aparatury i wyniesienie na oczach wszystkich to kolejny przykład geniuszu. Ahh, i nie wspomniałem jeszcze o Saxonie, który kradnie samochód zabijając jego właściciela w biały dzień, podczas gdy wokół kręci się mnóstwo ludzi, czego nawet twórcy nie starali się ukryć.
No i na sam koniec - jak na ironię Dexter na koniec sezonu wraca do rozumowania, że to on jest wszystkiemu winien. Tak jak miało to miejsce na koniec czwartego sezonu. I trudno się z tym nie zgodzić - wystarczyło zabić Saxona zamiast bawić się w kochającego chłopaka, który to już "nawet nie chce tu być". Oczywiście nastąpiłyby pewne komplikacje - chwilę później na miejsce wpadłby Clayton. No ale czy Dexter nie był już w znacznie gorszych opałach?
Czy naprawdę dopiero śmierć Debry musiała sprawić by Dexter przejrzał na oczy? Cóż, tego już się raczej nie dowiemy, ale prawda jest taka, że z każdym kolejnym sezonem Dex stawał się coraz większym partaczem.
Czy finał mnie satysfakcjonuje? Powiedzmy, że nie był zły - w porównaniu z tym co parę lat temu pokazali mi twórcy moich ulubionych seriali, Lost i Prison Break, można to nazwać nawet klasowym zakończeniem. Zawsze wolę happy endy - może to takie idealne, ale kto woli aby jego ulubieni bohaterowie ginęli? Wielu uważa, że szczęśliwe zakończenia są mało oryginalne, ale prawda jest taka, że zakończenia nieszczęśliwe są równie często wykorzystywane na ekranie i przestały być one oryginalne dawno temu.
Z góry przepraszam, jeśli post jest chaotyczny i są w nim jakieś błędy (stylistyczne i takie tam) - nie potrafię tego uniknąć kiedy wypisuję własne przemyślenia. To pewnie nie jest nawet połowa tego co chciałbym napisać - warto by było wspomnieć o grze aktorów, o tym jak na przestrzeni lat zmieniało się moje postrzeganie serialu. Ale nie mam do tego głowy - mógłbym to przedyskutować, ale z pewnością nie napisać.