Od niedawna zastanawia mnie fenomen zwany niskopodłogowymi autobusami.
Zastanawia w sensie czynności,jakie trzeba wykonać,żeby się takim autobusem przejechać będąc osobą niepełnosprawną.
Wczoraj dowiedziałem się,jak powinna wyglądać ta procedura w całości.
1) Przed wsiadaniem należy podejść do kierowcy,żeby w swojej łaskawości raczył obniżyć podwozie,czy jak się to nazywa
,a to w celu takim,żeby nie zabić siebie i osoby pomagającej w transporcie. Następnie udać się do środkowych drzwi i liczyć na to,że ktoś,kto jeszcze nie wsiadł do autobusu pomoże. Tiaa,akurat,wszyscy już siedzą,bo cenny czas straciło się przy powiadamianiu kierowcy,że chce się wsiąść.Efekt - trzeba wołać ludzi z autobusu,żeby pomogli,przy czym należy wołać konkretną osobę,bo jak się zawoła : Czy może mi ktoś pomóc,lub coś w tym stylu,to każdy będzie patrzył na drugiego,a nikt się nie ruszy. Dobry kierowca patrząc na mękę niedoszłego pasażera zamknie w swojej dobroci drzwi autobusu,bo przecież nie chce się spóźnić.
2) Tę samą czynność należy powtórzyć przy wysiadaniu,przy czym należy pamiętać,żeby nie obciążać wcześniej kierowcy
informacją,gdzie się wysiadam,albowiem może zapomnieć
Wobec tego należy poinformować kierowcę o fakcie wysiadania podczas jazdy. Ja może wygląda droga od środkowych drzwi do kabiny kierowcy podczas jazdy autobusem być może nie wiecie,ale spróbujcie stać w autobusie nie trzymając się niczego przez jakieś 10 minut,to się przekonacie.
Temat jest z pytaniami,więc ja zadam 2:
Po co kierowcy lusterka ?
Czy trafiłem na wyjątkowy egzemplarz kierowcy,czy to normalka?
Jakieś rady?
P.S. Na szczęście bywają również niskopodłogowe autobusy,w których obniżenie "podłogi" nie jest cechą zależną od kierowcy,ale umiejętność podjechania do chodnika już tak. No,ale to temat na zupełnie inną historę
Powiem tylko w skrócie,że bycie kierowcą autobusu bynajmniej nie polega na ułatwianiu życia natrętom zwanym pasażerami