Kurczak, Twój pomysł naprawdę mi się podoba, w sumie dużo praktyczniejszy od tego, na co do tej pory wpadłem.
Canis, na zatrudnienie nikogo nie ma kasy, za darmo przecież nikt nie będzie robił
A przy sprzedawaniu biletów na wejściu niestety te postoje byłyby prawdopodobnie jeszcze dłuższe.
Mafioso, to był jeden z moich pierwszych pomysłów. Poszedłem nawet dalej - zaokrąglijmy ceny biletów, żeby pasażerom łatwiej było mieć przy sobie odpowiednią kwotę. Ale ta opcja to raczej ostateczność, bo żaden sklep czy inna instytucja nie wymaga od swoich klientów idealnie odliczonych pieniędzy.
Sytuacja jest jak najbardziej autentyczna, takie cos funkcjonowało w Ameryce na przełomie lat 80. i 90. Uprzedzając Wasze pytanie, problem rozwiązało wprowadzenie kasowników, czego mnie zrobić nie wolno.
Ogólnie, pani profesor powiedziała, że ona by raczej poszła w stronę likwidowania tłoku w autobusach, zamiast ruszania systemu pracy konduktora. W tekście jest taki przypis, który podobno ma służyć za wskazówkę:
"w godzinach szczytu jeździ więcej autobusów, niż jest przystanków". Nie wiem, czy mam to traktować na zasadzie "dla wszystkich starczy autobusów"? Wtedy można by, na przykład, zlikwidować miejsca stojące. Od razu konduktor by zdążył obrócić. A skoro jeździ tak wiele autobusów, to każdy i tak dojedzie na miejsce.