Jak widziec problem skoro sie go nie odczuwa a nikt o nim nie mówi?Serce wierzy i ufa.Ale pewnego dnia rozum dochodzi do głosu.I mówi ,ze cos jest nie tak,ze pewne rzeczy nie wygladaja tak jak powinny.Rodzi sie wiele pytań i watpliwosci i widzi sie/stwarza problemy wszędzie i ze wszystkiego.A nie było by ich,gdyby o czyms tak waznym mówic wprost.Jesli odpowiedzia na pytanie było A i B to nalezało to uczynic.Nie mówic tylko A,bo to nie jest uczciwe.
Co jesli słyszy się "nie doszukuj sie drugiego dna" a potem okazuje się,ze drugie dno istniało? I to bardzo głebokie.Mówi sie komuś,ze w jego oczach widzi sie cos co budzi nasz niepokój i odpowiedzia na to jest wydaje Ci sie .Jednak się nie wydawało..Zadajac komus pytanie "czy jest pewien tego co robi" i słyszac "tak" należało je przyjąć do wiadomości,czy zastanawiać sie nad jego strachem i obawami?
Gdy człowiek nie jest czegos pewnien jakieś mechanizmy obronne powstrzymuja go przed pewnymi działaniami.Ale jesli ktos swoim zachowaniem daje nam poczucie bezpieczeństwa hamulce znikają.Tylko,ze to poczucie bezpieczenstwa było w gruncie rzeczy złudne.
Nawet jesli nie byłoby to miłe,byłoby uczciwe.A ponoć uczciwosci sie wymagało.Szczerośc i zrozumienie nie moga nikogo skrzywdzic.Ale TO tak.
A ja nie potrafię sie wypiąc.