Do szkoły miałam na 8, więc wyszłam na tramwaj 7 minut przed jego przyjazdem, było ciepło to wzięłam tylko cienki sweterek na wszelki wypadek. Tramwaj przyjechał o 8:01 i jeszcze coś go w połowie drogi zatrzymało. W szkole musiałam siedzieć do 16. W międzyczasie dostałam jedynkę z maty, za którą obraziła się na mnie mama
. Po skończeniu lekcji poszłam odprowadzić przyjaciółkę bo o 17:15 miałam dodatkowe zajęcia niedaleko szkoły. Po zajęciach poszłam na tramwaj, który nie przyjechał. Była godzina 18, a ja od rana nic nie jadłam i nie piłam, a pieniędzy nie wzięłam z domu. Poczekałam na następny, w tym czasie zrobiło się przeraźliwie zimno i zaczęło lać. Moje szmaciane trampki przemokły całkowicie, a parasola nie miałam, bo zapowiadał się słoneczny dzień. Drugi tramwaj też się nie zjawił, więc wyruszyłam pieszo. W połowie drogi minął mnie autobus do domu i tramwaj. Przy okazji zepsuły mi się słuchawki i zgubiłam po drodze wsuwki. Kiedy dotarłam do domu o 19:40, po tym jak jakiś miły kierowca oblał mnie wodą z kałuży na przejściu okazało się, że na obiad został mi kawałek mięsa i miseczka truskawek.
Ulubiona polska aktorka?