Po obejrzeniu wczorajszego programu "Teraz My" w TVN, gdzie Aneta K. przedstawiła całą sprawę ze swojego punktu widzenia, bliższa jestem tezie, iż całe to zamieszanie związane z zarzutami pod adresem Łyżwińskiego i Leppera, służy głównie pozyskaniu przez tą panią ewentualnych korzyści materialnych.
Z jej relacji wynika, że świadomie godziła się na współżycie z posłem w zamian za dobrze wynagradzaną posadę. Czy to jest moralne? Kolejne pytanie, które nasuwa się niemalże od razu: dlaczego czekała z ujawnieniem całej sprawy tak długo? Przecież do gwałtu, do którego doszło rzekomo w hotelu sejmowym, mogło nie dojść, gdyby Aneta K. w jakiś sposób protestowała...Czy zatem w ogóle można mówić o gwałcie? Jesli chodzi o kontakty tej pani z Łyżwińskim wygląda to na zwykły romans, którego finałem jest nieporządana ciąża. Rozgoryczona kochanka, wykorzystując wysoką pozycję bezdusznego ojca swego dziecka, próbuje po trzech latach ujawnić szczegóły burzliwej afery miłosnej, aby zapewnić sobie lepszy status materialny
.
Najśmieszniejszą kwestią wczorajszego programu, była historia aplikowania przez weterynarza środka wczesnoporonnego. Na ironicznie zadane pytanie Sakielskiego, czy chodzi o tabletki doustne, Aneta K. odpowiedziała,że chodzi o zastrzyk, który bez najmniejszych podejrzeń pozwoliła sobie zaplikować...hehe.
Jak na razie ta historia komponuje się poniekąd z atmosferą cyrku pt. sejm.
Jestem ciekawa jakiego finału doczekamy sie w tej sprawie.