Rok temu, po EURO i marudzeniu ze strony teścia zacząłem oglądać coś innego niż reprezentacja. Także, to był mój pierwszy sezon, po którym wiedziałem co się dzieje w europejskiej piłce nożnej. Aż dziw, że musiałem czekać do trzydziestki na karku aby wkręcić się w ten typowo kanapowo-piwny sport. Dodatkowo właśnie w oglądaniu meczów upatruję winnego znacznie większego spożycia fistaszków. To taka moja mała dygresja na zakończenie sezonu. Zostały jeszcze do obejrzenia: puchar Niemiec, finał LM i reprezentacja z Rumunią. Żona ma obiecane, że do września nic jej nie będzie biegało po trawie na ekranie TV.