Ja mam znieczulicę społeczną w tym temacie. Jeden mecz z zamkniętymi trybunami w tą czy w tamtą nie robi mi żadnej różnicy - czy to będzie Real Madryt czy Huragan Wołomin. Jak ktoś dopinguje Legię to ma ok. 30 innych meczów w sezonie, żeby pojawić się na stadionie. Jak ktoś chce zobaczyć Ronaldo, to niech jedzie do Madrytu - w Warszawie i tak wszystkie bilety zostały rozprowadzone wśród tych kibiców którzy mieli zaliczone powyżej 4 meczów w tym roku na Legii więc polscy fani Realu nie mieli najmniejszych szans na zakup wejściówki.
Na stadionowe awantury nie reaguję z oburzeniem tylko z zaciekawieniem, w niczym mi to nie przeszkadza, element meczu jak każdy inny. Jestem wychowany na latach 90. i widziałem już tyle stadionowych bójek, latających rac i kamieni, że u mnie to wywołuje tylko wzrost adrenaliny. Głosy oburzenia nic nie zmienią, ekipy "trzymające" w ryzach trybuny się z tego śmieją, u nich nie ma demokracji i nic się nie zmieni.
Chociaż uważam, że akurat na europejskich pucharach można sobie było darować próbę dostania się do sektora Niemców z racji tego, że Legia jest mocno podpadnięta w uefa i wiadomo było, że wykorzysta każdy pretekst do tego, żeby dowalić jakąś karę.
Co do straty pieniędzy to myślę, że Legia więcej straciła na podpisaniu kontraktu i odprawie dla trenerskiego imbecyla Hasiego (kasa za podpis, 4 pensje i odprawa to ok. 800 tys. Euro) niż na karach od uefy. Niech pan Mioduski patrzy na swoją działkę ile przez niego klub stracił. Ile stracił przez aferę z Bereszyńskim i mecze z Celtikiem, gdzie była mocna drużyna z dużymi szansami na awans do LM już parę lat temu. Kibice to łatwy cel, żeby odsunąć uwagę od własnej nieudolności.