Maria ma charakter, oby nie zmarnowac tylko tego talentu
- Już nie jestem fanką Barbory. Pokazała mi w przedostatniej rundzie, że teraz nie jest czas na szacunek, teraz jest czas na walkę - śmiała się oszczepniczka, która wszyscy dziennikarze nazywają zdrobniale Marysią.
Marysia zrobiła furorę w eliminacjach, ciskając oszczepem na odległość 67,11 m, wygrywając je i bijąc rekord Polski. Było to prawie o metr lepszy wynik, niż zwyciężczyni w finale Sary Kolak z Chorwacji (66,18 m). - Gdyby dało się tak wykalkulować, żeby rzucić tyle w finale a nie w eliminacjach, to rzecz jasna rzucałabym na odwrót. Ale tak się nie da - powiedziała oszczepniczka.
- Nie biegałam dobrze. Zawiniły nogi. Pierwsze rzuty były paskudne. Odwalałam coś, czego teraz nie rozumiem. Była to żenada. Tragiczne. Nie wiem, czy nogi były "zajechane", czy się zestresowałam. Może muszę nad głową popracować. Potrzebuję więcej rozmów z mamą - powiedziała Maria. - Wiem, wiem, czwarte miejsce na igrzyskach to sukces. Ale po eliminacjach czułam, że stać mnie na więcej. Totalnie. Jeszcze w ostatniej kolejce myślałam, że może rzucę cos takiego jak w eliminacjach, ale nie, jak to ja, zatrzymałam się w pół kroku.