Makijaż u kogoś podoba mi się. Nie mówię tu o kilku warstwach tapety, ale lekkim przypudrowaniu noska i maźnięciu się jakimś malowidłem. Makijaż w końcu upiększa.
Ja się nie maluję ( w sumie to nawet nie umiem), może czasem przed jakąś imprezą ktoś mi mówi, żebym trochę "poprawiła" urodę. Raz w życiu miałam pełny makijaż, tzn. cień na powiekach i tusz do rzęs. To była osiemnastka mojej siostry. Nie lubię makijażu, czuję się głupio, taka "ciężka" na twarzy. No i trzeba pamiętać o tym, żeby nie wsadzać pięści do oka, cholera...
A na - jak niektórzy sądzą - najważniejszy dzień w dotychczasowym życiu, czyli na studniówkę, poszłam bez makijażu. Wyszło to z przypadku, nie zdążyłam po prostu. Szkoda, bo na zdjęciach wyglądam z tej imprezy jak zawsze.