cała prawda o 'układzie'...
Szybkim krokiem przemierzał hotelowy korytarz. Nerwowo rozglądał się, mimo iż był pewien, że nikt go nie śledzi. Nie, był zbyt wysoko postawioną osobą, by się obawiać.
Podszedł do drzwi, zapukał – trzy krótkie, trzy długie. Po cichym „proszę” wszedł do środka.
Na stoliku prawie natychmiast pojawiły się drinki. Dwaj panowie rozsiedli się wygodnie w miękkich fotelach.
- I co u ciebie? Ponoć bawicie się w podsłuchiwanie?
- Taa… - uśmiechnął się wysoki, barczysty mężczyzna. – Ale nie martw się, jestem zbyt ważny, by mnie kontrolowano.
- I stąd to spotkanie w hotelu?
- Dodatkowa ostrożność nigdy nie zawadzi, tu nas nie znajdą.
- I tu się kur*a mylisz – brunet w czarnym garniturze, siedzący wraz z kolegą w busie przy hotelu, na chwilę oderwał słuchawkę od ucha.
- Cwaniak jakiś – mały blondyn spojrzał na towarzysza – taki czysty, a w hotelach się chowa. Ziobro miał rację, coś tu śmierdzi.
- To nie Ziobro kazał – brunet przecząco pokiwał głową.
- A kto?
Brunet nie odpowiedział, uniósł tylko wyprostowaną dłoń na poziomie pępka. Kolega zachłysnął się powietrzem z wrażenia.
- Sam ON?? – a widząc potakujące kiwnięcie głową, wyszeptał tylko:
- O kur*a…
Tymczasem w pokoju hotelowym rozmowa trwała w najlepsze.
- Słyszałem, że dopiero co wróciłeś?
- Tak, spędziłem kilka dni w Krakowie.
Bus, stojący na parkingu, zadrżał, kiedy brunet trzasnął dłonią w pulpit.
- Kombinuje, drań jeden, z platfusami! Widzisz go, w Krakowie był. Z premierem z Krakowa się spotkał, zdrajca!
Nieświadomi dziejących się na parkingu scen, rozmówcy w pokoju hotelowym kontynuowali.
- Podobało się?
- Zawsze tam jeżdżę na wakacje. Tym razem miałem okazję przejechać się dorożką. Fajna wycieczka, dawno konia nie widziałem.
- Boście Romusia z koalicji wywalili – zarechotał blondyn w busie.
– Ciekawe, czy dorożkarz w mundurku był – brzuch bruneta trząsł się ze śmiechu.
Rozmowa trwała.
- Cały poniedziałkowy ranek na grzybach byłem.
- Nazbierałeś coś?
- Mało, pogoda nie dopisała, ale rydzów się najadłem tyle, że prawie nimi rzygałem.
Brunet spojrzał znacząco na kolegę.
- No to po telewizji „Trwam”. Ojciec Tadek popadł w niełaskę.
- Ten egzorcysta, co czarownice na stosie chciał palić?
- Ten sam. Musi się przypominać, bo moherowe pokolenie wymiera, źródełko wysycha.
- Eee tam, dotację dostał, teraz to chyba Rollsa kupi.
- Rollsa?
- Rolls – Royce’a. Musi samochód zmienić, bo w Maybachu popielniczka się zapełniła.
Rechotali jak żaby, choć żart był starszy niż koalicja.
W hotelowym pokoju życie toczyło się dalej.
- Najgorsze było to, że samochód zostawiłem żonie, aby mogła wrócić, sam zaś pojechałem pociągiem. Padało jak cholera, a dach nieszczelny. No i przecieki były.
- A były, były – blondyn nacisnął jakiś guzik.
Wysoko postawiony PiSowiec kontynuował:
- Małżonka wraca jutro, może wpadłbyś ze swoją do nas na obiad w niedzielę? Będzie parę osób.
- Z chęcią, a co przygotujecie?
- Niespodziankę – uśmiechnął się mężczyzna.
- To znaczy?
- Kaczka duszona.
- Mamy skur**syna! - bus zatrząsł się ponownie, panowie w garniturach ze zgrozą spogladali sobie w oczy. – Wołaj kominiary! Wchodzimy!
* * *
Minister był wyjątkowo spięty. Choć ostatnio pojawiał się w telewizji kilka razy na dzień, ta konferencja była wyjątkowa.
- Szanowni państwo! Pragnę poinformować, że udaremniliśmy zamach stanu. Osoby podejrzane o przygotowania zostały wczoraj zatrzymane, trwają właśnie przesłuchania. Choć nazwisko głównego prowodyra było dla nas zaskoczeniem, i co tu ukrywać – dużym zawodem, muszę to powiedzieć: dysponujemy NIEZBITYMI dowodami.