Na miasto napadl smok. Palil domy, pozeral dziewice i robil duzo innych okropnych
rzeczy. W miescie mieszkalo trzech rycerzy: Duzy, Sredni i Maly. Tak wiec mieszkancy,
gdy tylko uswiadomili sobie co sie dzieje, co sil w nogach pobiegli do Duzego Rycerza po
pomoc:
- Duzy Rycerzu, Duzy Rycerzu! Ratuj nasz grod przed strasznym smokiem! W tobie nasza
nadzieja!
Duzy Rycerz zmarszczyl czolo i mowi:
- Hm... Wyprawa na smoka to powazna sprawa! Nie moge zdecydowas sie tak od razu.
Dajcie mi czas do namyslu. Przyjdzie po odpowiedz za... no, za tydzien.
Ha! Smok, jak sie zdaje, nie mial zamiaru czekac ani godziny. Coz bylo robic? Mieszkancy
popedzili co sil w nogach do Sredniego Rycerza.
- Sredni Rycerzu! Ratuj nas przed okrutnym smokiem!
A Sredni Rycerz na to:
- No, no... Walka ze smokiem to nie byle co! Musze sie wczesniej dobrze zastanowic -
sami rozumiecie. Odpowiem wam za... za... moze za dwa tygodnie?
Rozgoryczeni, bez wiekszych oczekiwan, poszli mieszkancy do Malego Rycerza.
- Maly Rycerzu, na nasze miasto napadl smok! Ratuj nas!
Maly Rycerz nic nie odpowiedzial, tylko osiodlal konia, wlozyl zbroje, wsiadl na konia,
dobyl miecza i tarczy i juz, juz chcial odjezdzac, gdy ktorys z oniemialych ze zdziwienia
mieszkancow wykrztusil z siebie:
- Maly Rycerzu, ty... ty nie potrzebujesz ani chwili, zeby sie zastanowic?
A Maly Rycerz na to:
- Tu sie nie ma co zastanawiac, tu trzeba spierdalac!
Przychodzi facet do lekarza z bolącym łokciem. Lekarz bada go pobieżnie i każe
oddać mocz do analizy. Facet wraca do domu i zastanawia się: "Po cholerę mu mój mocz,
przecież mnie boli łokieć!" Po czym złośliwie wlewa do słoika swój mocz, mocz córki, żony
i stary olej silnikowy. Po kilku dniach idzie po wyniki. Lekarz rzecze:
- Nie mam dla pana dobrych wiadomości. Żona się panu puszcza codziennie, córka jest w
ciąży z Murzynem, auto się sypie, a pan niech przestanie się onanizować w wannie, bo
tłucze pan łokciem o krawędź i to od tego tak boli...
We wsi był młynarz, co żadnej dziewce nie przepuścił. Każdą wykorzystał. Ludzie
przymykali oko, bo przecież każdy miał we młynie interesy, ale miarka się przebrała, gdy
młynarz wyruchał córkę sołtysa. Sołtys zwołał radę starszych i powiada:
- Tak dalej być nie może! Musimy coś z tym zrobić, bo nam we wsi ani jedna panna nie
zostanie. Radźcie kumowie co robić! Po długiej chwili podnosi się z końca izby wielka
włochata łapa...
- Gadaj kowal, coś wymyślił?
- Ja... mogę... tego, no... przypierdolić młynarzowi...
- Eeee... głupiś! Rękę masz jak niedźwiedź - przywalisz i zabijesz, a młynarza ino jednego
we wsi mamy. Radźcie kumowie jak to inaczej załatwić. Po długiej chwili podnosi się z
końca izby wielka włochata łapa...
- Coś tam znowu wymyślił, kowal?
- Ja... eeee... tego, no mogę przypierdolić krawcowi! Krawców mamy dwóch!
W restauracji gość życzy sobie na obiad kurczaka, ale zaznacza, że ma to być
kurczak z Dębicy. Kelner biegnie na zaplecze i opowiada kierownikowi o sprawie. Kierownik
decyduje:
- Nie wygłupiaj się, wszystkie kurczaki są takie same! Daj mu tego, co jest pod ręką, z
Pruszkowa, i niech się facet buja! - Kelner zatem serwuje gościowi po chwili kurczaka na
stół. Facet wkłada kurczakowi palec w kuper, wyciąga, oblizuje i mówi:
- Pan mnie oszukał, to nie jest kurczak dębicki, to pruszkowski. Ja stanowczo domagam
się przyrządzenia kurczaka dębickiego!
Kelner spietrany leci na zaplecze. - Szefie, poznał się! Co robimy? - Szef powiada:
- Kurna, ma rację, te pruszkowskie są do niczego. Tu obok w sklepie są kurczaki kieleckie,
prawie takie dobre jak dębickie - leć kup i daj mu! No przecież, kurna, nie może się
zorientować!
Po jakimś czasie kelner serwuje nowego kurczaka. Facet znowu wkłada kurczakowi palec
w kuper, wyciąga, oblizuje i mówi do drżącego kelnera:
- Proszę pana, to jest kurczak kielecki! Ja chcę dębickiego!
Kelnera zmyło z sali. Na zapleczu narada bojowa. Kierownik poddaje się:
- Dobra, kurna, załatwił nas! Niech stracę, trzeba mu dać tego cholernego kurczaka z
Dębicy! Wsiadaj w taksówkę, jedź do delikatesów i kup najlepszego dębickiego kurczaka.
Przyrządzić i podawać!
Po pewnym czasie kelner drżącymi rękoma podaje gościowi kurczaka. Ten na oczach całej
sali, zamarłej w bezruchu, powtarza procedurę: wkłada kurczakowi palec w kuper, wyciąga,
oblizuje i mówi:
- Dziękuję, to jest kurczak dębicki. - I zabiera się do jedzenia. Wszyscy oddychają z ulgą.
W tym momencie do stolika przytacza się jakiś kompletnie nawalony facet, ściąga spodnie
i wypina dupę do gościa:
- Panie... eeep! błagam, pomóż mi pan... eeep! bo ja nic nie pamietam, kurna, gdzie ja
mieszkam?
Bardzo głodny rycerz jedzie przez las, aż tu na polanie widzi gospodę. Myśli sobie -
"No, wreszcie się najem". Uwiązuje konia, wchodzi do gospody, zamawia jadło i czeka
przy stole. Nagle w drzwiach gospody pojawia się jakiś pachołek i wrzeszczy w panice:
- Ludzieee! Ratuj się kto może! Czarny Rycerz nadjeżdża!
Wszyscy w wielkim popłochu opuszczają gospodę. Nasz rycerz, wiedziony instynktem
stadnym, również ewakuuje się z tłumem. A głodny jest jak cholera! Wreszcie, po
odczekaniu kilku godzin w ukryciu, powoli ludzie wychodzą z krzaków i wracają do
gospody. Niestety muszą zaczekać, bo pod kominem zgasło i jadło wystygło. Rycerz
siedzi i czeka na swój posiłek myśląc: - "Kurna, teraz się nie dam spłoszyć! Muszę coś
zjeść, bo umrę z głodu!" I w chwili, gdy karczmarz już pojawił się w drzwiach kuchni,
niosąc dla rycerza pół pieczonego prosięcia, wszystkich znów poraził krzyk pachołka:
- Ludziska! Uciekajcie! Czarny Rycerz znowu nadjeżdża!!!
Karczma pustoszeje w mgnieniu oka. Rycerz poniesiony nagłym odruchem, spieprza
znowu w krzaki, a w brzuchu burczy mu niemiłosiernie!!! W ukryciu myśli: - "Któż to jest
ten Czarny Rycerz? Azali ja sam nie jestem rycerzem? Stawię mu czoła, ale zjeść muszę i
basta!!!" Po kilku godzinach karczma ponownie się zaludnia. Znowu odgrzewanie jedzenia
itp. Wreszcie nasz rycerz dostaje swego prosiaka i łapczywie wkłada w usta pierwszy kęs.
Kubki smakowe ożywają, ślina wypełnia jamę ustną. Z błogostanu wyrywa go krzyk
przeszywający do szpiku kości:
- Ludzieeee!!!! Czarny Rycerz wraca!!!!!
W sekundę w karczmie jest pusto. Tylko nasz rycerz kuli się przy stole, orząc nerwowo
ostrogami polepę. W ręce zaciska gicz wieprzową i myśli: - "Przebóg! Choćbym miał
zginąć - zjeść muszę! Nie ulęknę się".
Za plecami słyszy tętent konia, parskanie i ciężkie kroki. Ogromny cień przesłania wejście.
Kroki zbliżają się, stal szczęka o stal, a głos powiada:
- A więc to tak! Chojraka zgrywasz? Za to zrobisz mi laskę albo cię zabiję!
Nasz rycerz kalkuluje w pośpiechu: - "Jeszczem nie dojadł, szkoda tak zacnego prosiaka
zostawiać. Zrobię mu laskę, a potem jeść dokończę". Po czym odwraca się i nie patrząc
nawet do góry przyklęka na kolano (w zbroi strasznie mu niewygodnie) i robi laskę. Słyszy
głos z góry:
- A uważaj, przyłbicą nie przytnij! - Po chwili czuje dobrotliwe klepanie po głowie stalową
rękawicą:
- No, no, udatnie to robisz! A pośpiesz się, bom słyszał, że tu Czarny Rycerz rychło
nadjedzie i będziem musieli s*******ać...
Baca jest sądzony za gwałt. Sędzia życzy sobie usłyszeć, jak przebiegało całe zajście.
Baca opowiada:
- Wsedłek do izby, patrze, Maryna ciasto miesi. No to mie sparło, wzionem jo za kiecke i
zdarłem. Potem złapałek jo za prawy cycek...
Sędzia reaguje gwałtownie: - Baco, nie mówi się za cycek, tylko za pierś! Mówcie jeszcze
raz.
- No dobra... Wsedłek do izby, patrze, Maryna ciasto miesi. No to mie sparło, wzionem jo
za kiecke i zdarłem. Potem złapałek jo za prawo pierś, potem za lewy cycek....
- Baco, nie mówi się za cycek, tylko za pierś! Pilnujcie się, jak zeznajecie!
- No dobra... Wsedłek do izby, patrze, Maryna ciasto miesi. No to mie sparło, wzionem jo
za kiecke i zdarłem. Potem złapałek jo za prawo pierś, potem za lewo pierś i ciepłem jo na
wyrko. Zdjonem portki i jo wydupcyłek
- Baco, uważajcie! Macie powiedzieć: "odbyłem z nią stosunek seksualny"
- No dobra... Wsedłek do izby, patrze, Maryna ciasto miesi. No to mie sparło, wzionem jo
za kiecke i zdarłem. Potem złapałek jo za prawo pierś, potem za lewo pierś i ciepłem jo na
wyrko. Zdjonem portki i odbyłek z nio stosunek seksualny. A potem jo galanto
wydupcyłek...
Rozmawiają dwa ślepe konie:
- Będziesz startował jutro w Wielkiej Pardubickiej?
- Nie widzę żadnych przeszkód...
Polak, Rusek i Niemiec dostali od diabła zadanie: wytresować psa. Każdy dostał worek
kiełbasy, psa i dwa tygodnie na tresurę. Po tym czasie odbywa się sprawdzian. Wchodzi
Niemiec, chudy jak patyk, wymęczony, niewyspany, pies nażarty jak bania. Niemiec
podaje komendy: siad, łapa, proś, leżeć... Pies wykonuje pięknie każde polecenie. Diabeł
chwali Niemca. Po chwili wchodzi Rusek w podobnym do Niemca stanie - wychudzony,
wycieńczony. Pies gruby jak świnia, posłusznie wykonuje wszystkie polecenia: siad, łapa,
proś, leżeć... Diabeł chwali Ruska. Wreszcie wchodzi Polak. Nażarty, wypasiony,
wyluzowany. A pies - szkoda gadać: skóra i kości. Diabeł z pyskiem na Polaka:
- Ty durniu, zeżarłeś całą kiełbasę!!! No i czego nauczyłeś psa?
A Polak tylko wycelował palcem w psa i mówi: - Proś!
A pies: - Prooooooszeeeee......
Baca wlecze do lasu ścierwo psa. Sąsiad zagaduje:
- A cóz to sie stało, kumie?
- Aaaa... musiołek go zastrzelić!
- To pewnie był wściekły, co???
- No, zachwycony to nie był!!!
W Hyde Parku ktoś notorycznie wyżerał jabłka z drzew. Ogrodnik postanowił zaczaić
się na złodzieja. Gdy w nocy coś zaczęło szeleścić w gałęziach, ogrodnik podkradł się do
jabłonki i ujrzał na niej ciemną postać. Niewiele myśląc, złapał złodzieja za jaja. Ścisnął i
pyta:
- Gadaj, ktoś ty?! - Odpowiedziała cisza. Ściska więc mocniej:
- Gadaj, pókim dobry, ktoś ty ??!!!! - Dalej cisza... Ścisnął z całej siły:
- Gadaj draniu, ktoś ty ?????!!!!!!!!!! Zduszony głos wyjąkał:
- ....Józek..... nie...mo...wa.... ze wsi........