W Stanach Zjednoczonych nasiliła się antyrosyjska propaganda. W szczególności piętnowała zachowanie rosyjskich żołnierzy w Czeczeni. W końcu sam George Bush postanowił sprawdzić, jak tam jest naprawdę. Wyleciał do Czeczeni, zawieziono go w głąb kraju, przechadza się wraz ze swoją świtą po dzikim lesie.
Nagle słyszy dzikie wrzaski, nieludzkie wycie. Ostrożnie podchodzi bliżej i widzi Czeczena o typowym bandyckim wyglądzie, przywiązanego do drzewa a obok niego - tuż, tuż - rozjuszony niedźwiedź szykujący się do ataku.
I nagle z krzaków wypada dwóch żołnierzy rosyjskich, strzelają niedźwiedziowi w łeb, misiu pada martwy nie dosięgając zębami Czeczena. Żołnierze przystępują natychmiast do oprawiania niedźwiedzia a zachwycony Georg Bush wychodzi zza drzew i gratulując żołnierzom mówi:
- Jestem pełen podziwu dla Waszej odwagi i poświęcenia w obronie tego człowieka! U nas mówią o nienawiści, jaką darzą Rosjanie ludzi kaukaskiego pochodzenia. Ale właśnie przekonałem się, że jest inaczej!
Pogratulował im jeszcze raz bohaterstwa i odjechał.
- Słuchaj Wasia, kto to był? - pyta się jeden żołnierz drugiego.
- To sam prezydent Bush!
- Może to i prezydent, ale o polowaniu na niedźwiedzie nie ma zielonego pojęcia.