Tak z moich własnych obserwacji...
Najgorsze kobiety to są te drastycznie farbowane (uwaga! z tych farbowanych wyłączam blondynki - dlaczego o tym dalej). Prawie nigdy nie wiadomo jakie były wcześniej a jak "na dole" gładź to już w ogóle enigma. Inaczej: "Nie wiesz z kim tańczysz" od samego początku. Drastycznie to znaczy z rudej na blond, z blondynki na rudy lub wszystkie kolory tęczy.
Rude - z tą wrednością to bym nie przesadzał ze wszystkie takie są ale część niestety taka jest. Wychodzi to zwłaszcza w kontaktach "biznesowych" choćby na najniższym poziomie typu załatwić jej coś a ona ma ci oddać pieniądze. Straszne intrygantki. Te ładniejsze bardzo kochliwe. Niestety im starsze tym bardziej stają się oschłe i zgryźliwe.
"Małe czarne" - Tu wrzucam do jednego wora niskie brunetki i szatynki. Zadziorne, straszne zalotniary i ogromnie kochliwe. Jak już złapią stałego faceta (w domyśle męża) to trzymają się go na amen. Oczywiście najlepiej takiego z kupą forsy. Co nie przeszkadza im w dalszym podtrzymywaniu kochliwości (czytaj: dupa szaleje).
Naturalne blondynki - Po pewnym czasie całe włosy ciemnieją i jeżeli chcą mieć cały czas takie same jasne muszą rozjaśniać. Więc jak słyszę że "nietleniona" jest lepsza od "tlenionej" to rzygać mi się chce. Kobiety momentami myślące inaczej tzn. dość abstrakcyjnie, stosują skróty myślowe. Trzeba mieć "podręcznego tłumacza" w swojej głowie żeby czasami załapać ich tok myślenia. W większości bardzo ciepłe i niestety dosyć naiwne i łatwowierne za co płacą czasami wysoką cenę. Wybaczają wiele ale trafiają się okazy którym lepiej na odcisk nie nadeptywać.