Nie wiem od czego zależy wzruszanie się na filmach, skoro nie mam problemu z popłakaniem się przy piosence. Poryczałam się nawet nad jedną książką. A filmy... nie, jakoś nie wyciskają ze mnie łez. Co nie znaczy, że nie wzruszają, bo da się wzruszyć "na sucho"
"Źródło" oglądałam jakiś czas temu, ale pamiętam, że mi się potwornie dłużyło, co było dla mnie rozczarowaniem, bo lubię filmy Aronofsky'ego.