...czyli gdy jesteś starym, brzydkim, obleśnym, grubym prykiem i chcesz się rozmnożyć, a żadna cię nie chce.
Chciałem to wrzucić do "Tekstów na podryw", ale stwierdziłem, że nie bardzo tam pasuje
Historia w 100% true.
Ostatnio cały dzień się podśmiewałem z pewnej sytuacji, jakiej świadkiem byłem w autobusie...
Podstarzałych podrywaczy widywałem już w środkach komunikacji miejskiej nie raz. Ale to, co widziałem dzisiaj, przebiło wszystko.
Katowice. Wsiadam w czterdziestkę na Piotra Skargi. Nieopodal mnie swoje cztery litery na przyrządzie służącym do siedzenia zainstalowała urocza, młoda blondynka. I tak usiadłszy na siedzeniu, siedząc, siedziała. Zasiedziała się, aż w końcu jej siedzenie w pewnym momencie stało się wręcz eleganckie i przemożne (tak, za dużo się Gombrowicza naczytałem!).
Naraz przysiadł się do niej jakiś stary, gruby, brzydki jak syberyjska noc napalony pryk. I zaczął do niej zagadywać. Nie zważywszy na to, że dziewczyna go totalnie olewa, kontynuował gadaninę. Wyraźnie można było zauważyć, że podejmuje - nieudaną - próbę podrywu. Wtem zaczął stosować technikę zwaną "klepanie po kolanie". Biedna niewiasta nadal udawała nicniewidzącą, nicniesłyszącą i nicnieczującą. W końcu poziom jej wnerwienia osiągnął apogeum i podjęła cokolwiek słuszną decyzję o dokonaniu przesiadki na inne, wolne od zasięgu rąk napaleńca miejsce. Usiadła tuż za mną, jednakże nie zdołała uwolnić się ode wzroku podstarzałego gościa, któremu najwidoczniej ani żona ani nawet sąsiadka dawać nie chcą...
Gościu, być może dla niepoznaki, przesiadł się na sąsiedni fotel - tam, gdzie jeszcze chwilę temu siedział zniesmaczony obiekt jego westchnień. Wciąż patrząc za dziewoją, począł czynić wzrokiem rozpoznanie i ustalać najbliższą lokalizację, na którą mógłby się przesiąść tak, by znaleźć się możliwie najbliżej biednej damy. I wypatrzył, że najbliższe miejsce znajdowało się tuż przed nią i dokładnie obok mnie.
Nie wytrzymałem! Pogroziłem facetowi palcem tak zwanym wskazującym, kręcąc przy tym głową i usiłując dać mu do zrozumienia, że u owej panienki nie ma najmniejszych szans. Wydawało się, że skapitulował...
Ale nie. Po tym, że złapał za rączkę przy siedzeniu obok, poznałem, że począł czynić starania mające na celu zbliżenie się do blondwłosej damy. Nie dawał pajac za wygraną.
Gdy obok mnie usiadł jakiś młody koleś, staruch - udając, że nie patrzy za dziewczyną - schylił się i pyta mnie "A pan coś ode mnie chciał?", na co ja odparłem, usiłując zachować w miarę poważną minę "Nie, ależ skąd!". Po chwili napaleniec, chyba w akcie rozpaczy, wstał i podszedł do panienki, próbując do niej znów zagadać. Próba zakończyła się niepowodzeniem, więc na najbliższym przystanku facet wyszedł. Spojrzał za siebie, sprawdzając, czy dziewczyna też wyszła - stwierdził jednak, że w dalszym ciągu siedzi w autobusie, postanowił więc wrócić - co prawda przytrzaśnięty drzwiami, ale wgramolił się spowrotem...
Nie wiem, co się działo później, bo musiałem na następnym przystanku wysiadać. Jako że z punktu widzenia postronnego pasażera całe zajście wydawało mi się (i z tego co widziałem nie tylko mnie) wybornie komiczne, po chwili jednak biednej blondi zrobiło mi się żal. Współczuję jej takiego, ekhem, "wielbiciela"...
Jak rzekł kiedyś pewien mój nauczyciel - przykleił się do niej jak g*wno do srebrnego klopa...