wtorek, 21 kwietnia 2009, rafal.stec - gazeta wyborcza
Gdy twój rodzony brat jest obcokrajowcem
U nas kontrowersje wywoływała naturalizacja - pospieszna, przeprowadzana w specjalnym trybie - piłkarza Rogera Guerreiro, Katarowi FIFA uniemożliwiła kiedyś adopcję (wysoko płatną adopcję) do kadry kilku naprawdę klasowych obcokrajowców. Sprawa nabrała rozgłosu, więc futbolowe władze interweniowały. Handel paszportami na naprawdę masową skalę odbywa się jednak, jak relacjonuje ostatni „World Soccer”, w Afryce.
Brazylijski trener Antonio Dumas rozpoczął poszukiwanie najemników pośród swoich rodaków jako selekcjoner reprezentacji Togo. Rywale w eliminacjach do mistrzostw kontynentu na próżno słali protesty do Afrykańskiej Federacji Piłkarskiej. Działacze nie reagowali, choć Togo zwyciężało dzięki aż sześciu importowanych Brazylijczykom. Ci ostatnio nie zrezygnowali z gry nawet po zwolnieniu trenera, który ich wezwał. Wszyscy - rekrutujący się z niższych lig w swoim kraju - nigdy wcześniej nie odwiedzili Afryki. Wpadali wyłącznie na mecze Togo.
Kiedy Dumas przeniósł się do pobliskiej Gwinei Równikowej, zwyczajów nie zmienił. W końcu objął drużynę z kraju po wielokroć mniej ludnego, z zaledwie 600 tys. obywateli. Na jego prośbę władze dały obywatelstwo piłkarzom z Kamerunu, Senegalu i Liberii. Namówił też kilku Hiszpanów z gwinejskimi korzeniami (oba kraje łączy kolonialna przeszłość) - jak urodzony w Sewilli Rodolfo Bodipo, urodzony w Valladolid Benjamin Zarandona (zaczynał w hiszpańskiej młodzieżówce) oraz urodzony w Madrycie Javier Balboa. W ten sposób jedno z najmniejszych afrykańskich państewek dochowało się swojego gracza w Realu.
Nie można powiedzieć, że FIFA milczała. FIFA na swojej stronie internetowej celebrowała historyczny skok Gwinei Równikowej na zaszczytne 87. miejsce w światowym rankingu.
Do gry w reprezentacji Rwandy dopuszczono niejakiego Joao Rafaela Eliasa, mieszkającego najpierw w Zairze, a potem Belgii uchodźcę wojennego z Angoli. Na inaugurację Pucharu Narodów Afryki w 2004 strzelił on gola Tunezji. Co go łączy z Rwandą? W klubie Saint Truiden spotkał kapitana jej kadry, a ten spytał, czy nie przyjąłby paszportu i nie zagrał dla jego drużyny narodowej. Sam chętnie przyznaje, że nie zna słowa w żadnym dialekcie kinyarwanda. Kibice go jednak ubóstwiają, dali mu przydomek „Imana y Imana”, czyli „Bóg bogów” (w intuicyjnym tłumaczeniu, jeśli ktoś lepiej zna język, proszę o precyzyjniejsze).
Rwanda importuje hurtowo, co jej się bardzo opłaca. Do ostatniej rundy eliminacji do przyszłorocznego mundialu awansowała (wyprzedzając Mauretanię, która również importuje, choć na mniejszą skalę) m.in. dzięki Mafisango Mutesie (wzięty z Konga), Boubakary'emu Sadou (wzięty z Kamerunu), Saidowi Makasiemu i Labamie Bokocie (wzięci z Demokratycznej Republiki Konga, poprzednio Zairu), a także Manfredowi Kizito (wzięty z Ugandy).
Młodszy brat tego ostatniego - Joseph Nestroy Kizito - obywatelstwa nie zmienił, gra dla ojczyzny. Niech żałuje. Uganda z eliminacji do MŚ już odpadła.