Autor Wątek: Relacja z koncertu Stadion Strachov, Praga 1992, Metal Hammer 8-1992 (Archiwum)  (Przeczytany 5642 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline daub

  • Byli moderatorzy/newsmani
  • Garden Of Eden
  • *****
  • Wiadomości: 3957
  • Płeć: Mężczyzna
  • Respect: +1506
DEADRINGERS FOR LIVE
Stadion Strachov, Praga
Metal Hammer 8-1992

Skoro nie udało się zwabić Guns N' Roses do Polski / finanse!/ trzeba było pofatygować się do Pragi. Metal Hammer był tam w komplecie i widział wszystko. a nawet więcej.

Ten stadion to potwór i nawet 40.000 ludzi wydaje się grupkom fanów. Nie ma wątpliwości, że z Polski przybyła silna ekipa, ze 2 albo 3 tysiące ludzi. Czeskie ceny za bilety są dla nas równie śmieszne jak ich język więc trudno było przepuścić taką okazję. Można mówić co się chce. ale fakt pozostaje faktem, że Guns N' Roses są mega. Może trzy albo cztery gwiazdy /z Jacksonem włącznie/ świecą takim blaskiem jak oni! Cała Europa czekała na ich przybycie i wreszcie są.

Zaczyna Soundgarden i wiadomo, że jest bez szansy. Jest jasno, aparatura na pół mocy i generalnie panuje nastrój pikniku. Na ogromnej scenie Soundgarden to małe punkty, a ich muzyka ... No właśnie, to co gra Soundgarden nie pasuje na stadiony. Widziałem ich niedawno w klubie i tam byli O.K. W Pradze ani 'Outshined' ani 'Searching With My Good Eye Closed' ani nawet 'Jesus Chris Pose' nie zrobiły na nikim większego wrażenia. Parę osób kłębiło się pod sceną, ale trudno' to było nazwać szałem.. To miło- że GNR popierają dobrą muzykę, ale Soundgarden trzeba znać i tubie by moc cieszyć się ich koncertem.

Przerw/a była dosyć krótka i na scenie pojawił się następnie Faith No Morę. Kapela z San Francisco dostała 45 minut». co było do przewidzenia, było to 45 minut Mike'a Pattona. Wokalista Faith No Morę to urodzony showman. który uwielbia wygłupy na scenie. Skacze po niej. łapie dziwne pozy i krzywi się jak może czym rzecz jasna koncentruje na sobie uwagę publiczności. Numery z nowego LP 'Angel Dust' były nowe dla wszystkich i trudno je ocenić po jednorazowym wysłuchaniu. Wszyscy ożywili się gdy Faith No Morę sięgnęli po hity. The Real Thing'. 'We Care A Lot' i słynny Epic poprawiły wszystkim humory. Ta muzyka ma w sobie świeżość i nowoczesność czego brakuje w repertuarze innych kapel. Podkład klawiszy, odlot gitary i oszalały Patton to niezła kombinacja. Nadal było stanowczo za cicho i zbyt jasno, ale tak już jest z rozgrzewaczami'. Faith No Morę zebrał większe brawa niż Soundgarden i ustąpił miejsca ekipie technicznej.

Wszyscy byli ciekawi ile spóźni się Guns N' Roses tym bardziej, że w okazałych limuzynach przybyli wszyscy oprócz Axla. Yanessa z 'Headbangers Bali' przepytywała Slasha, a Axla ani widu. Biedak chciał gdzieś zadzwonić i mu nie szło, więc lekko zdemolował pokój w hotelu. Mały odlot, nic takiego. Zjawił się jednak na czas i punktualnie o 21.15 zaczął się prawdziwy szał.

Wprawdzie ten koncert był promocją dwóch płyt 'Use Your lllusion'. ale na pierwszy ogień poszły numery z LP 'Appetite For Destruction'. Słyszałem już to w 1988 r w Donington. jeszcze w oryginalnym składzie, ale teraz to jest muzyka. Świetne było 'Mr.Brownstone'. bo muzycznie ta kapela zrobiła ogromny postęp. Organy. chórki, blacha no i ten kapitalny Slash! O dziwo Axl grzeczny, choć brykający po scenie jak młode źrebię. Przedstawiał piosenki niczym zawodowy konferansjer i w pewnej chwili zaanonsował numer McCartneya 'Live And Let Die'. Początkowo drażniła mnie ta przeróbka, ale teraz ją lubię. Świadczy o rozległych horyzontach GNR i o tym. ze mnie boją się brać na warsztat znanych kawałków. Potem AXL z wdziękiem zaanonsował pana Duffa McKagana i numer „Bad Obsession”. To stara kompozycja grupy The Misfits która tak uwielbia Metallica... i znowu zmiana nastroju  klimatu- Po patetycznym „Live And Let Die”, ostre punkowe "Bad Obsession”(pewnie chodziło o „Attitude”- przypisek własny). Msfits zawsze grali krótkie numery i GNR też się streścili. Duft nie zabrzmiał specjalnie jako wokalista, ale zanim zdążyłem go dobrze posłuchać było już po piosence.

Potem było już coraz lepiej. choć 'Double Talkin Jive' nie jest moim ulubionym numerem z 'Use Your lllusion'. 'November Rain' to fortepianowy popis Axla, ballada jakiej nikt by sję po GNR nie spodziewał. Patetyczna, rozbudowana, nadęta. Widać, że ta grupa chce być traktowana poważnie. GNR to nie tylko prosty rock i blues. Ten zespól potrafi grać wszystko to z własnym piętnem. Axl zdążył się już po raz kolejny przebrać i to też dodaje widowisku atrakcyjności. Podczas "Civil War' pojawiają się flagi walczących stron w USA plus flagi supermocarstw. GNR mają trochę wiejski styl i bezguście to ich spory mankament. Jeszcze gorsze było solo Matta Soruma, który na pewno nie ma wiele do powiedzenia jako solista. W zespołowym graniu pakuje w bębny jak należy, ale z wyobraźnią u niego słabo. Natomiast zabawnie wypadła nowa wersja, gitarowa numeru Stonesów 'Wild Horses'. Gilby CIarke i Slash stanowią przytomny duet i widać, że Slash nie chce ograniczać swego partnera Własne solo Slasha było o niebo lepsze niż nudzenie Soruma i amator Jacka Danielsa i węży trysnął humorem cytując w swojej solówce temat z filmu 'Ojciec chrzesny'. Slash ma świetną technikę, ale nie gra na szybkość i epatowanie trickami. Woli smaczki i luźną wyobraźnię i za to go cenię.

Nowa klasyka GNR jest wręcz stworzona na granie na stadionach. 'You Could Be Minę', 'Don't Cry' oraz stare 'Sweet Child O Mine' i finałowe 'Knocking On Heaven's Door' to kwintesencja rocka. Czad ale melodyjny i grany z niesamowitą ikrą i radością. GNR nie odgrywają kolejnych kawałków jak maszyna, widać, że są zaangażowani w każdy akord. Axl posłał wprawdzie 'wiąchę' swojej technice, ale generalnie nie prowokował 'fuckami'. Mam wrażenie, że doszedł do wniosku, iż Czesi i tak go nie rozumieją. Biegał jak szalony i bynajmniej nie szczędził histerycznego głosu. Bez taryfy ulgowej, to nie był show dla prowincji, ale GNR w pełnym galopie. Bis z 'Paradise City' usatysfakcjonował chyba wszystkich, a ukłony stanowiły o dobrych humorach całej ekipy. W Pradze nie było wprawdzie gości jak w Paryżu, ale cały show był nadzwyczaj udany muzycznie. Światła, jak na taką kapelę, nie były oszałamiające, ale to wina bezguścia, o którym już wspominałem. Najlepszy, oprócz Springsteena /!!!/, show jaki widziałem na wolnym powietrzu!

Roman Rogowiecki

 

Talking Metal znów o Gn'R

Zaczęty przez Zqyx

Odpowiedzi: 4
Wyświetleń: 4208
Ostatnia wiadomość Marca 21, 2006, 06:19:45 pm
wysłana przez gunska