rzeczywiście trudno cokolwiek wybrać, bo są na tej płycie naprawdę mocne pozycje. niemal całą UYI I kocham, ale mam faworytów i nie są oni tak oczywiści jak mogłoby się wydawać:
"Don't cry" - za niesamowity emocjonalny przekaz. złapałam się na tym, że nie słucham tej piosenki przy byle okazjach, ale w naprawdę wyjątkowych okolicznościach. może dlatego, że z przesłuchiwania zawsze coś się rodzi - wiersz, opowiadanie albo melodia. niesamowite solo, które naprawdę trudno dobrze zagrać.
"You Ain't the First" -
na pewno najbardziej odpowiedni utwór na poniedziałkowe ranki. uwielbiam lekko pijacki klimat i może brak tam jakiś wyniosłości technicznych, ale dla mnie świetnie charakteryzuje całe GnR w tamtym okresie. mistrzostwo świata
"Dead horse" - energia tego utworu powaliła mnie za pierwszym ranem i trzyma z w pozycji horyzontalnej do teraz. coś niesamowitego. kocham wykonania live tej piosenki i mogłabym słuchać bez końca
"Live and let die" - znów piosenka o niesamowitym wydźwięku emocjonalnym. i co z tego, że cover? dla mnie liczy się tylko demoniczność gitar i genialne tempo. jedna z moich ulubionych piosenek GnR w ogóle. i nie mogłabym zapomnieć o popisie Axl, którego głos przyprawia o dreszcze. kolejny faworyt live.
mogłabym wspomnieć też o 'The Garden' i 'Comie', ale są one na dalszych pozycjach. zaznaczam, że są to subiektywne oceny wywołane upojeniem muzycznym - proszę nie brać ich zbyt serio