Widzę, że pojawili się jednak ludzie, którzy odważyli się strącić AFD z pierwszego, to i ja się dorzucę (nic to, że z jedną z tych osób jam spokrewniony
):
1. ChD - w jakiejś mierze to na pewno efekt jej niedawnego ukazania się i katowania bez przerwy, ale naprawdę nabieram przekonania, że ta płyta nie ma słabych punktów i zmieniłbym nieco swoją recenzję w innym dziale, gdyby tylko mi się chciało. Niepowtarzalna, odważna, niezależna, eklektyczna. Moja ocena ma na pewno podłoże w tym, że słucham różnych gatunków muzyki i nie jestem fanatykiem rocka, choć z muzyki popularnej ten nurt cenię zdecydowanie najwyżej. Dlaczego nie AFD lub któraś z Iluzji? Bo to tak jak z Mozartem i Chopinem: obaj byli geniuszami, ale Chopin jednak jednowymiarowym. Wybieram Wolfiego.
2. UYI II - za Estranged, CW, 14Y, PTU, YCBM... perełka za perełką.
edit, bom zapomniał z tego wszystkiego o Appetite:
3. AFD - klasyka, ale jednorodna. Żadnej odskoczni, choć z drugiej strony popsułoby to koncepcję i odbiór albumu.
4. UYI I - w całości odpaliłem ją kilka razy i to ostatnio. Odkrywam jej potencjał, ale to ciągle za mało. Dust n' bones wymiata, ale o tym wiedziałem już wcześniej.
5. GNR Lies - genialne OiaM (jest w tym przesłanie dla każdego
), genialne Patience. I starczy.
6. TSI - hm...