Pisałem już kiedyś na FB, więc żywcem skopiuję
Niestety facebook ma ograniczoną ilość znaków w postach, więc jest to ciut skrócone...
Około 5 lat temu, podczas pasjonującego i jakże ciekawego zajęcia, czyli siedzenia na kanapie, włączyłem telewizję i przeglądając kanały zatrzymałem się na chwilkę na MTV. Otóż w pewnym programie telewizyjnym puszczanym właśnie przez tą sta
cję, leciały urywki jakichś teledysków lat '60 - '80. Byłem wtedy na etapie całkowitego zadurzenia w muzyce punk rockowej. Ale o tym później. Zatrzymałem się na tym kanale, ponieważ leciał akurat znany mi teledysk do znanego mi wcześniej 'The Final Countdown' grupy Europe. Wyszedłem z pokoju i wróciłem po ok. 5-10 minutach. Akurat kończył się teledysk do 'Home Sweet Home'. I wtedy się zaczęło. Charczące dźwięki gitary odbijały się echem..Na ekranie widać było podjeżdżający autobus. Wysiadł z niego młody mężczyzna ze źdźbłem w ustach i czapką odwróconą 'tył na przód'. Rozległo się ciche: "oh my god..." i w tym momencie pierwszy raz ciarki przeszły mnie od piosenki. Kiedy dziki zespół z szalonym wokalistą, rock n' rollowym, old schoolowym gitarzystą i kudłatym, wirtuozem gitary solowej w śmiesznym kapelusiku, a także punkowym cowboyem basistą i nadpobuliwym szczerzącym się perkusistą grał na scenie szalone dźwięki muzyki, zrozumiałem, że TO jest prawdziwa muzyka. Ten jeden prawdziwy, surowy Rock N' Roll. Słuchałem 'Welcome to the jungle' jeszcze długo...później słuchając jakiejś składanki Top 50 rockowych utworów, czy coś w tym stylu, natknąłem się na znane wcześniej Knockin' on Heavens Door, jednak zupełnie mi obce, byłem w szoku. Z utworu niemal genialnego ten sam gang, który szalał przy WTTJ, wycisnął coś pięknego. Z początku myślałem, że śpiewa tam co najmniej 2-4 wokalistów. W. Axl Rose kompletnie mnie oszołomił. W mojej opinii, on był, jest i będzie jednym z największych wokalistów wszech czasów. Po prostu geniusz. I właśnie w tym dniu, zacząłem przeszukiwać Internet w celu słuchania Guns n' Roses. Rzuciłem głęboko do kąta swoje Punkowe upodobania, choć sama ideologia zawsze była w moim sercu. Zresztą wciąż jest...I dokładnie wtedy, w grudniu 2007 roku rozpocząłem swoją przygodę z GnR. Akurat tak się złożyło, że do momentu wydania 'Chinese Democracy' znałem już każdy kawałek, każdy cover. Wszystko. Po prostu żyłem tym zespołem. Kiedy usłyszałem po raz pierwszy ChD byłem w szoku...nie mogłem uwierzyć, że to zostało wydane pod nazwą Guns N' Roses. Nie mogłem uwierzyć, że W. Axl Rose zrobił to. Kilka piosenek było nawet w porządku, ale to nie było to samo. Miałem o tym to samo zdanie co do dziś wiele osób. Całkowicie olałem tą płytę i słuchałem dalej starego, prawdziwego Guns N' Roses. Od samych początków, łącznie z L.A. Guns czy Hollywood Rose. Wszystko było OK. Kiedy w 2011 roku dowiedziałem się, że Gunsi mają grać w Polsce (wtedy jeszcze z wersją 30 czerwca) wiedziałem, że muszę tam być. Obejrzałem wszystkie koncerty trasy 2006, konccerty z lat 2001-2002, a także wybrane z lat 2008-2011. Zacząłem też uważnie analizować, wszystkie elementy koncertów. Po pewnym czasie zdecydowałem się polubić ChD. Dwa miesiące słuchania przyniosło niesamowite efekty. Kocham tą płytę. Nie tak jak Appetite For Destrucion, czy Use Your Illusions, ale i tak ją kocham. Zrozumiałem geniusz Axla i jego chęć rozwoju. Nie chcę tutaj negować pozostałych członków, którzy pozostali w surowym rocku, ale William Axl Rose jest czlowiekiem specyficznym, i odziwo w wiele cech mamy wspólnych. Tak czy inaczej, przygotowania do koncertu trwały. Wciąż zapuszczałem korzenie w tym zespole. W dniu koncertu byłem tak podniecony, że nie do końca rozumiałem co się dzieje. Mimo prawie 3 godzin czekania nie straciłem ani na chwilę nastroju. Wiedziałem, że w końcu wyjdą. Zespół zagrał tak dobrze, jak chyba nigdy...przynajmniej w moim odczuciu. Minęło już tyle czasu od 11 lipca, a ja wciąż się tym cieszę. Teraz, kiedy mam bilety na Slasha i 13 lutego mam go zobaczyć, ciągle skupiam się przede wszystkim na utworach z czasów Guns n' Roses.
Po 5 latach życie z tym zespołem, muszę przyznać, że jestem w 150% uzależniony od nich. Nie wyobrażam sobie dnia, czy nawet chwili bez nich. Ale to dobrze. W każdej sytuacji ich muzyka, czy nawet wywiady, teksty czy cokolwiek innego działa na mnie dobrze. Żyję nimi. To znaczy...pod żadnym pozorem nie chcę być nimi! To w ogóle nie realne. Ale to właśnie Guns N' Roses czyli przede wszystkim: W. Axl Rose, Jeff 'Izzy Stradlin' Isbell, Saul 'Slash' Hudson, Duff 'Rose' McKagan oraz Steven 'Popcorn' Adler są moimi największymi inspiracjami, idolami i przede wszystkim tym kimś, bez kogo nie wyobrażam sobie dzisiejszego życia. Nie liczę na reunion. To nierealne. Każdy z nich tworzy teraz własną muzykę, i każdego jestem fanem. 29 grudnia 2011 roku dołączyłem do NightrainStation (
http://www.gunsnroses.com.pl/). Czytywałem je już wcześniej, jednak dopiero wtedy dołączyłem. Szczerze mówiąc, praktycznie codziennie, chociaż przejrzę newsy, czy przywitam się, ale jestem tam chociażby ze względu na to, że pragnę odkrywać GnR jeszcze bardziej. Najniebezpieczniejszy Zespół Świata opanował mnie całego.