Gunsi nie byli moim pierwszym zespołem rockowym, wcześniej zasłuchiwałam się w rhcp i scorpions, no i różnych metalowych lub punkowych zespołach (dla przykładu fall out boy), których teraz nie potrafię znieść, ale mniejsza. Kiedy zaczęłam słuchać gunsów... obsesja. Kupowałam miliony koszulek, książkę, płytę, wszystko na co wpadłam. Wydałam na to spokojnie z 500zł. Byłam totalnie zafascynowana. Kiedy pojechałam z ojcem po płytę DVD z Tokyo, zabrakło mi kasy, jakichś 10zł. Poprosiłam tatę, żeby mi dołożył, ale stwierdził, że to takiego zespołu woli nie dokładać, bo za pół ceny mam koncertówkę Led Zeppelin. Nazwa obiła mi się o uszy (koszulka Slasha) i kiedyś tam słuchałam schodów. No, ale kupiłam Ledów, bo kasy nie było. Przez pare tygodni płyta leżała na półce, a ja dalej z uporem maniaka męczyłam te same kawałki gunsów. Kiedy doszłam do wniosku, że są po prostu nudni, włączyłam DVD ledów i obsesja prysnęła z pierwszym dźwiękiem R&R'a. Obecnie gunsów słucham od święta, po prostu przesłuchały mi się te kawałki i słuchałam już o wiele ambitniejszej muzyki, nawet jeżeli chodzi o same teksty, które u gunsów mnie akurat nigdy nie zachwycały. :-) Oczywiście, szanuję ich, ale.. przeszło mi, tyle.