el loko - zrobiłeś błąd ortograficzny. Bóg piszemy wielką literą tylko wtedy jeśli chodzi o Boga Ojca z Trójcy Świętej, natomiast np. o Posejdonie jako bogu mórz czy Slashu jako bogu gitary piszemy małą. To tak na przyszłość.
Przykład Black Sabbath i Deep Purple trafny. Ja to wszystko postrzegam tak:
Guns N' Roses w obecnej formie to nie jest Guns N' Roses. Ja osobiście darzyłbym Axla większym szacunkiem, gdyby nie grał pod nazwą GN'R tylko jako Axl Rose. Każdy z członków byłego zespołu miał ogromny wkład w jego budowę, każdy dodał coś od siebie, dlatego osiągnęli taki sukces. Axla co prawda uważam za najważniejsze ogniwo, ale oni byli ZESPOŁEM jako całość. I nie chodzi mi tu tylko o nieobecność Slasha. Gdyby odszedł z zespołu Slash, ale grali by tam jeszcze Duff, Matt/Steven i Gilby/Izzy to uważałbym, że to nadal GN'R. Ktoś może mi powiedzieć, że skoro nowi muzycy są be, to dlaczego nie przeszkadza mi obecność w składzie Gilby'ego i Matta? Otóż Matt wkomponował się w zespół znakomicie, jego gra bardzo mi się podoba, nagrał z zespołem świetne płyty, czyli nadaje się. Z Gilbym jest już trochę gorzej, nie wpłynął moim zdaniem na poprawę gry zespołu jakoś znacząco. No ale ok, niech im będzie, może zostać. Skoro natomiast odchodzi niemal cały skład, a zostają tylko wokalista i klawiszowiec, to coś jest nie tak.
Kwestia Black Sabbath
Dla mnie Black Sabbath istnieje do płyty Born Again, potem krótka reaktywacja na Dehumanizer i teraz znowu mamy Black Sabbath. Płyty z okresu, gdzie jedynym członkiem BS był tylko Iommi, uważam za solowy projekt Iommiego. Zresztą gdzieś czytałem, że nawet tak było - Tony chciał nagrywać jako Tony Iommi, ale nazwę Black Sabbath narzuciła mu wytwórnia. W to akurat nie wnikam.
Deep Purple:
Klasyczny skład, czyli Gillan, Blackmore, Glover, Paice i Lord, jak większość osób pewnie wie, nie jest jednak składem oryginalnym. Ale w tym składzie nagrywali najlepsze płyty, odnieśli największy sukces. Skład się zmieniał, a to wokalistą był Coverdale, a to na basie grał Glenn Hughes, ale większość i tak stanowili członkowie klasycznego składu (za wyjątkiem jednej płyty), który fani w większości kochają najbardziej.
Moim zdaniem, dopóki w większości w zespole występują muzycy ze składów oryginalnych lub tych klasycznych, które odniosły największy sukces, to zespół nadal istnieje. Jeżeli jednak trzon nagle zaczynają stanowić ludzie, którzy ze starym składem nie mają nic wspólnego, a w zespole gra tylko jeden gość ze starego składu, to coś już tutaj nie gra. Dosłownie i w przenośni