Zastanawiałem się trochę czasu nad tym... każdy z wyżej wymienionych gitarzystów ma coś co lubię i co sprawia, że chce mi się słuchać ich muzyki. Slash: wiadomo, niesamowity feeling i solówki wywołujące ciarki na plecach (może i trochę przesadzam
), Bumblefoot: technika, oryginalność i szaleństwo (kto słuchał chociażby Abnormal, ten wie o czym mówię
). Buckethead: jego twórczość znam akurat najsłabiej, ale na pewno nie można odmówić mu doskonałej techniki oraz zmyslu kompozycyjnego (nie mówiąc już o oryginalności
). Jego kompozycje udowadniają, że dobry kawałek nie musi być bardzo rozbudowany i skomplikowany. Potwierdza powiedzenie, że piękno tkwi w prostocie. Weźmy chociazby odprężające "Wishing well". Pamiętacie też zapewne jego świetne solo do Nightrain, czy niecodzienną solówkę w Shackler`s Revenge.
Mimo wszystko, zwyciężył Slash. Ostatnio wprawdzie nie stworzył niczego wybitnego (mam nadzieję, że to się zmieni po wyjściu jego solowej płyty), ale mam do niego sentyment ze względu na stare czasy. Zwłaszcza, że to właśnie jego gra zainspirowała mnie do chwycenia za wiosło.